Występu Rodmana wysłuchało przed meczem koszykówki 14 tys. widzów zgromadzonych w Pyongyang Indoor Stadium. Zaczęli głośno klaskać, kiedy usłyszeli pierwsze wersy piosenki "Happy Birthday". Na stadionie obecny był też Kim Dzong Un, który obserwował występ z trybuny honorowej wraz z żoną. Towarzyszyli im inni koreańscy oficjele i ich małżonki.
Kiedy były gwiazdor NBA zakończył swój "występ", ukłonił się publiczności. Został nagrodzony oklaskami i okrzykami radości. Wtedy też rozpoczęto grę.
Mecz między byłymi koszykarzami NBA a drużyną z Pjongjangu zorganizowano, jak twierdził Rodman, z okazji urodzin Kim Dzong Una. Prawdziwy wiek i data urodzin koreańskiego przywódcy są utrzymywane w tajemnicy.
Rodman pojechał do jednego z najbardziej zamkniętych krajów świata nie po raz pierwszy. W ubiegłym roku był tam trzykrotnie i - jak twierdzi - jest w stałym kontakcie z północnokoreańskim przywódcą, który jest fanem koszykówki. Rodman przechwalał się, że w czasie tych wizyt uprawia "dyplomację koszykówki".
Chociaż już wcześniej Amerykanie ze zdumieniem słuchali opowieści o przyjaźni ich rodaka z dyktatorem, dopiero teraz Rodman naprawdę im się naraził. W rozmowie z telewizją CNN zadeklarował, że nie zamierza się wstawić u Kima za Kennethem Bae, Amerykaninem uwięzionym w Korei Północnej.
Bae to Amerykanin o koreańskim pochodzeniu. Pracował jako przewodnik turystyczny. W maju zeszłego roku został skazany na 15 lat ciężkich robót za "spiskowanie na rzecz obalenia rządu" i obnoszenie się z wiarą chrześcijańską w ateistycznym kraju.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>