Po stwierdzeniu przez lekarskie autorytety szkodliwości palenia w latach 60. amerykańskie urzędy, szpitale, instytucje zdrowia publicznego i władze stanowe rozpoczęły wojnę z papierosami. Aby zmienić postrzeganie palenia w społeczeństwie i je ograniczyć, nałożono dodatkowe podatki, wdrożono m.in. kampanie informujące o szkodliwości nałogu czy wprowadzono ostrzeżenia na paczkach papierosów.
Efekt? Według badań naukowców z prestiżowej Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Yale, których wyniki przywołuje "Christian Science Monitor" , każda osoba w USA, która rzuciła palenie lub nigdy nie zaczęła palić dzięki tym i innym antypapierosowym wysiłkom, uratowała średnio 20 lat życia.
- Wielu ludzi myśli "a co ja będę miał z tego rzucenia palenia, może trochę dłuższe życie". Cóż, dwie dekady to całkiem sporo - komentuje Glorian Sorenson, dyrektor w Instytucie Raka Dana-Farber w Bostonie (nie była zaangażowana w badanie szkoły Yale). - W tym raporcie jest wiele informacji, z których należy się cieszyć - dodaje. Jak podaje Yahoo News, liczba palaczy w amerykańskim społeczeństwie spadła z 43 proc. w 1964 r. do 18 proc. w 2012 r.
Równocześnie jednak w okresie od 1964 do 2012 r. z powodów powiązanych z paleniem zmarło w USA 17,7 mln ludzi. To oznacza, że na każde ocalone dzięki antynikotynowej kampanii życie przypadają dwa stracone.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>