Jerzy Stuhr był gościem porannej audycji Moniki Olejnik "Gość Radia ZET" . Rozmowa toczyła się wokół nowego filmu Stuhra pt. "Obywatel". - Mam poczucie, że to będzie najważniejszy film w moim życiu - powiedział Stuhr. - To film historyczny, a nigdy jeszcze nie robiłem tego typu filmu. To duże przedsięwzięcie - dodał.
Zapytany o to, czy spodziewa się, że ktoś obrazi się po projekcji filmu, znany aktor odparł: - Na to pytanie odpowiem dopiero jesienią, kiedy posłucham pierwszych reakcji sali i poczytam różne recenzje. Miałem ich nie czytać, przyrzekłem to sobie, ale chyba to się nie uda.
Monika Olejnik zapytała też Stuhra, czy wystąpi w filmie Antoniego Krauzego o Smoleńsku. - Kiedyś już u niego grałem. Ale trzymam się zasady, że nigdy nie wystąpię w widowisku kłamliwym historycznie i nihilistycznym - powiedział aktor. - Przez widowisko nihilistyczne rozumiem takie, które jest anarchiczne lub nie daje oglądającemu nadziei. A ja zawsze chce dać jej iskierkę mojemu widzowi - dodał.
- Odkryłem kiedyś w sobie, jak ja to nazywam, histeryczny hurrapatriotyzm. Leczyłem się z niego długo - powiedział Stuhr w dalszej części rozmowy. - Po co leciałem do Collegium Novum jako student w '68 roku, skoro wiedziałem, że weszła tam milicja? Żeby mnie pobili i żeby chwalić się tym dziewczynie - oznajmił aktor.
Monika Olejnik zapytała aktora, czy obserwuje zmianę w polskim społeczeństwie na przestrzeni lat. - Polacy się zmieniają, mam ciągle dostęp do młodych ludzi, uczę ich. Bardziej ich słucham niż besztam i pouczam, bo różnica wieku i dostępu do informacji cywilizacyjnej jest między nami duża - powiedział Stuhr. - Młodzi wyzbywają się strasznego kompleksu prowincji świata. W nas, starych, ciągle jest taki kompleks. Głęboko ukryty, zatłuczony przelecianymi po świecie bilionami kilometrów, ale ciągle obecny - rozwinął swoją myśl aktor.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>