Publicyści w "Poranku Radia TOK FM" oceniali wystąpienia polityków dotyczące wypadku samochodowego z Kamienia Pomorskiego, w którym zginęło sześć osób. Kierowca, który spowodował tragedię, był pod wpływem alkoholu i narkotyków.
Premier Donald Tusk w związku z tą sprawą zwołał spotkanie z ministrami sprawiedliwości i spraw wewnętrznych, zapowiedział przedstawienie rozwiązań w najbliższy wtorek; PiS chce zaostrzenia kar i konfiskaty samochodów nietrzeźwym kierowcom, którzy spowodują wypadek; Sojusz Lewicy Demokratycznej chce m.in. wprowadzenia obowiązkowych terapii i odpowiedzialności współpasażerów pijanych kierowców.
- Typowa polityczna licytacja, dosyć żałosna - ocenił w "Poranku Radia TOK FM" Tomasz Wołek. - Prześcigają się w radykalizmie ze złudnym założeniem, że im wyższych kar zażądają, tym większą zyskają przychylność reakcji społecznych. To jałowe - dodał publicysta.
- Mnie się podobała wypowiedź prof. Płatek, że prawo nie jest najgorsze, tylko trzeba je konsekwentnie egzekwować - kontynuował Wołek. - Czyli żeby sądy wydawały wyroki, a nie odkładały sprawy. I nie chodzi o podnoszenie w nieskończoność kar - zaznaczył.
- Ja bym proponował zacząć od chemicznej kastracji kierowców - ironizował z kolei Tomasz Lis. - Bo to ten sam typ myślenia o prawie. Mamy dość prymitywną politykę, która jest echem głębokiego przekonania naszych polityków, że jesteśmy społeczeństwem debili, więc najbardziej prymitywne hasła znajdą najlepszy odzew. W związku z tym liczą, że taka licytacja może się powieść.
Jednak zdaniem Jacka Żakowskiego, prowadzącego audycję, wszystkie te pomysły są wciąż walką ze skutkami, a nie przyczynami tragedii: - Mamy dalej niemal bezkarność prowadzenia pod wpływem alkoholu. A tu każdy, kto siada po wypiciu, jest potencjalnym zabójcą.
To wszystko zdaniem Tomasza Lisa można zaliczyć do szeroko pojętego zarządzania gniewem społecznym. - U nas można to robić o tyle łatwiej, że media są przesycone emocjami - oceniał Lis. - W weekend miałem czas upajać się nieprawdopodobnie tandetnymi reklamami i programami informacyjnymi i byłem autentycznie wstrząśnięty tym, co w Polsce jest głównym newsem - przyznał.
- A tematem dnia było to, że złodziej zwrócił ukradziony wcześniej wózek niepełnosprawnemu dziecku. Z całym szacunkiem do niepełnosprawnego dziecka, ale to było "story" numer jeden albo dwa. Pomyślałem: czy żyjemy w kompletnym wariatkowie? I sprawdziłem na innych programach: np. w Hiszpanii okazuje się, że coś innego dzieje się na świecie. A to było ciężkie do odnotowania, jeżeli ktoś był widzem tylko polskiego programu... - podsumował dziennikarz.