Smutne wieści o losach sześcioletniej Zarki dotarły do wojskowego kontrwywiadu od współpracującego z Polską informatora. Nie da się ich w tej chwili potwierdzić w innym źródle. Informacje podał w reportażu z Afganistanu dziennikarz TVN 24 Piotr Świerczek. Pytany o tę sprawę minister Siemoniak odpowiedział, że nie potwierdza tych doniesień.
- Nasza zasadą jest to, że już potem nie utrzymujemy kontaktu z rodziną i z tą osobą. Myślę, że nic by bardziej nie zaszkodziło w małej wiosce w górach, niż gdyby polscy żołnierze czy ktokolwiek przyjeżdżał i ją odwiedzał - powiedział. Tomasz Siemoniak zapewnił, że polscy żołnierze nie działają, jak powiedział: "w stylu słonia w składzie porcelany, szkodzącego tym ludziom". - Z zasady nie inwigilujemy osób, którym pomogliśmy. To są zwykli prości ludzie. Niepiśmienni. Żyjący bez telefonów komórkowych czy nr Gadu-Gadu, żeby nawiązywać z nimi jakiś kontakt - podkreślił szef MON.
Minister Obrony zapewnił też, że Polska włożyła wiele wysiłku w pomoc małej Afgance. - Wydaje się, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe - podsumował Tomasz Siemoniak.
6-letnia Zara została ranna w nogę w październiku 2012 roku podczas wymiany ognia między talibami a policjantami. Lekarze z polskiej bazy w Ghazni uratowali jej życie. Potem dziecko zostało zoperowane w Bydgoszczy. Zara miała uszkodzony nerw kulszowy. Bez zabiegu nie mogłaby chodzić. Dziewczynka wyjechała w Polski w marcu .
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>