W Nowy Rok branża ezoteryczna przeżywa prawdziwe oblężenie. - To najlepszy okres w roku. Wzrastają zamówienia na wróżby, wzrastają także płace - cieszy się tarocistka Dorota. Nawet 500 zł trzeba zapłacić za dwugodzinny seans wróżenia w sylwestra. - Teraz klienci płacą więcej niż zwykle, a najwięcej oczywiście w Warszawie - dodaje Dorota.
Jak wylicza "Rz", teraz w stolicy na jeden seans tarota należy wydać ok. 150 zł. W województwie opolskim i lubelskim godzina wróżb kosztuje 100 zł. Najmniej zapłacimy u wróżek w Łodzi, na Podkarpaciu i w Wielkopolsce - do 50 zł. Te z największym stażem i cieszące się prestiżem każą płacić za godzinę usług nawet 300 zł.
Szacuje się, że Polacy na usługi ezoteryczne wydają w sumie aż 2 mld zł rocznie. Firm, które świadczą takie usługi, jest w kraju blisko 15 tys. Ale to tylko część tego biznesu. Branża szacuje, że osób parających się wróżbiarstwem jest dziś w Polsce około 100 tys.
- Przede wszystkim dzwonią kobiety, choć niejednokrotnie o przyszłość pytają też mężczyźni - mówi nam tarocistka Dorota. - Pytania zazwyczaj się powtarzają. Czy w nowym roku znajdę nową miłość? Czy dostanę upragniony awans? Często zdarza się, że żony pytają, czy w nowym roku mąż przestanie pić. To smutne, ale wiele mówi o nas samych - podsumowuje tarocistka.
Wróżki, oprócz porad życiowych, prowadzą także doradztwo biznesowe - pisze "Rzeczpospolita". Towarzyszą zaprzyjaźnionym biznesmenom w negocjacjach handlowych, oceniają przesyłane CV. Jeśli kandydat ma zły horoskop, nie ma co liczyć na nową pracę.
Rozszerzona działalność oraz niemałe stawki nie oznaczają jednak, że wróżki mają się jak pączki w maśle. Kryzys nie ominął także i ich branży. - Na przełomie roku przychodzi niby więcej osób, ale w pozostałych miesiącach nie ma ich wcale - żali się jedna z nich. - Ludzie zapracowują się na śmierć, a na takie rzeczy jak wróżka nie mają już ani czasu, ani pieniędzy. To wina rządu i mówię to jasno i wyraźnie - puentuje w rozmowie z "Rz" wróżka Beata z Warszawy.