W wywiadzie dla włoskiego dziennika "Corriere della Sera" prefekt Kongregacji Nauki Wiary, stojący na straży katolickiej ortodoksji, przypomniał, że choć wielu wydaje się, iż papież lub Synod Biskupów mogą zmienić nauczanie Kościoła w tej materii, to tak jednak nie jest. Wskazał zarazem, że ludzie rozwiedzeni jego zdaniem potrzebują duszpasterskiej troski Kościoła. Wyrażać miałaby się ona choćby w orzeczeniu nieważności małżeństwa, gdy istnieją ku temu podstawy.
Rozmówca gazety zwrócił uwagę, że papież mówi do ludzi nie tylko za pośrednictwem konceptów teologicznych, ale "dotykając serc gestami ukazującymi każdemu bliskość Jezusa". - Nam, teologom, grozi nieustanne niebezpieczeństwo, że w refleksji akademickiej zamkniemy się na świat - zauważył niemiecki duchowny, dodając, iż nie oznacza to bycia w opozycji.
- Franciszek łączy wrażliwość duszpasterza z ortodoksją, która nie jest jakąś tam teorią, ale doktryną zawartą w pełni Objawienia. Pierwszym strażnikiem wiary jest Piotr i jego następca, czyli biskup Rzymu. My, jako Kongregacja, po prostu mu w tym pomagamy - podkreślił prefekt Kongregacji Nauki Wiary.
Wskazał zarazem na "nowe herezje" mające - w jego opinii - swoje podłoże we współczesnej antropologii. Brakuje w niej poczucia transcendentnego wymiaru człowieka i poszanowania jego godności. Abp Müller wymienił w tym kontekście ogromną biedę, wykorzystywanie kobiet, nadużycia wobec dzieci, i to nie tylko seksualne, postrzeganie chorych jako wydatków do wyeliminowania, życie sprowadzone do czystej produktywności czy gospodarkę uderzającą w rodziny.