To są ludzie, którzy krytykując np. poglądy Jacka Poniedziałka, piszą: "a kto to jest, jakiś aktorzyna z telenoweli?" - to znaczy, że nigdy nie widzieli żadnej kreacji Jacka u Warlikowskiego czy Jarzyny, nie wiedzą o tym, że to jest jeden z największych artystów polskiego teatru. I teraz Łotocki im się objawił - jak diabeł z pudełka, wychynął z nicości ich kompetencji kulturowych zamkniętych pomiędzy "M jak Miłość" a Pudelkiem.
Lech Łotocki jest wspaniałym, charakterystycznym aktorem o specyficznej, niepokojącej, nieco neurotycznej ekspresji, jest aktorem rozedrganym, zatrzymującym się często w pół drogi, kiedy ktoś inny już by ostro szarżował, zawieszonym pomiędzy różnymi światami, nieoczywistym, ciekawym.
Jest od wielu lat jednym z filarów aktorskiego zespołu Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Widziałam go na przestrzeni kilkudziesięciu lat w wielu spektaklach (zaczynał w Teatrze Nowym w Poznaniu, stworzył świetne kreacje w wielu spektaklach Izabeli Cywińskiej czy Janusza Wiśniewskiego). W najdrobniejszych detalach pamiętam jego rolę w "Burzy" Szekspira w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
Wiem, że długo się wahał przed przyjęciem tej propozycji i chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że sama go do tego namawiałam. To jest wielkie wyzwanie aktorskie, to jest przestrzeń, którą można wypełnić na tysiąc sposobów, i wierzę, że Łotocki swoim niezwykłym talentem wypełni ją jak nikt.
Lechu - trzymam za Ciebie kciuki!
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>