"Czego oczekują Ukraińcy? Choćby tego, że władza przestanie pluć im w twarz"

- Ukraina ma 46 milionów mieszkańców, a jedna osoba, która jest przy władzy, ze względu na swoje osobiste preferencje decyduje i mówi: "To teraz idziemy do Europy" albo "To teraz będziemy z Rosją". Protestującym chodzi choćby o to, żeby władza już nie mogła pluć ludziom w twarz - mówi Agnieszce Lichnerowicz Jurij Andruchowycz.

Agnieszka Lichnerowicz: Bardzo pan się zaangażował w tę rewolucję, w protest euromajdanu. Tak jak dziewięć lat temu w "pomarańczowy" protest... Nie boi się pan znowu rozczarować?

Jurij Andruchowycz, ukraiński pisarz: - O rozczarowaniu myślę przez cały czas. Ale rozczarowanie też może być produktywne. Jestem pewien, że do niego dojdzie. Ale coś się też zmieni na lepsze, coś osiągniemy. Jestem zaskoczony, że te protesty wybuchły tak szybko. Myślałem, że dojdzie do nich dopiero przed wyborami w 2015 r. Nie spodziewałem się też takiej skali.

Okazuje się jednak, że społeczeństwo cały czas nad sobą pracowało. Dzięki temu, że protesty nie wybuchły w związku z wyborami, nie można powiedzieć, że to jest po prostu walka o władzę, o przekazanie jej z jednych rąk w drugie. Chodzi o uniwersalne wartości, o europejską normalność tego kraju. To właśnie pokazuje, że te protesty są naprawdę dojrzalsze.

Co się kryje za tą europejskością? Jak Ukraińcy wyobrażają sobie to, co może przynieść im Europa?

- Chodzi choćby o to, żeby władza nie mogła pluć ludziom w twarz. Ten kraj ma 46 mln mieszkańców, a jedna osoba, która jest przy władzy, ze względu na swoje osobiste preferencje decyduje i mówi: "To teraz idziemy do Europy" albo "To teraz będziemy z Rosją". Innymi słowy, Ukraińcy chcą przede wszystkim bezpiecznego systemu prawnego, prawdziwej demokracji, która da im pewność, że nikt z jakiejś jednostki specjalnej pewnej nocy nie zaatakuje ich dzieci. Ale to nie jest idealizm, oni wiedzą, że Europa niesie ze sobą dużo problemów. Europa to mnóstwo zadań, wyzwań i pracy, którą trzeba wykonać.

Ale Ukraina jest bardzo podzielona. Wielu ludzi, szczególnie na wschodzie Ukrainy, boi się Europy. Oni będą się czuli porzuceni.

- To też będzie się z czasem zmieniać. Widać różnicę między pokoleniami, młodzi już tak nie myślą. Ta część kraju potrzebuje więcej uwagi, więcej współpracy. Ale nie może całe społeczeństwo być zakładnikiem jakiejś części, która jest zorientowana - że tak powiem - na przeszłość, a nie na przyszłość. Czyli, moim zdaniem, ten trudny problem podzielonego społeczeństwa jakoś trzeba przezwyciężyć.

Jestem zachwycony troską ludzi o siebie nawzajem na Majdanie. To jest wzruszające. Oczywiście, że zdaje sobie sprawię, że w porewolucyjnej codzienności tego raczej już nie będzie. Ale część tego doświadczenia prawdopodobnie z nami zostanie. To jest takie historyczne momentum , gdy ludzie robią się lepsi.

Całej rozmowy możesz posłuchać tutaj:

Więcej o: