Doradca prezydenta, Tomasz Nałęcz, poza propozycją monetyzacji satelity Ziemi, który Jarosław i Lech Kaczyński kradli jako aktorzy w dzieciństwie [w filmie "O dwóch takich, co ukradli księżyc" - red.], przypomniał Prawu i Sprawiedliwości, że bilion złotych stoi w sprzeczności z tym, co główna partia opozycyjna mówi o Polsce.
- Pan prezes Kaczyński musi się zdecydować. Albo jest tak źle jak nigdy, albo Polska ma bilion złotych, których można użyć. Życzę każdemu bankrutowi, żeby miał w szafie bilion złotych - mówił w porannym programie Moniki Olejnik w radiu ZET.
Jacek Kurski z Solidarnej Polski powiedział, że "zna mechanizm powstawania takich pomysłów". - Przychodzi jakiś filozof z miasta na Nowogrodzką [mieści się tam siedziba PiS - red.] i nawija prezesowi na uszy makaron, że jak się doda to, i doda to, i jeszcze rezerwy dewizowe... To są weekendowe pomysły, które zapalą wyobraźnię, potem to umiera - stwierdził Kurski.
Jacek Sasin, poseł Prawa i Sprawiedliwości, bronił słów prezesa i tłumaczył, że "bilion" to nie są "znalezione pieniądze", tylko suma, które można wydać na rozwój. Wymienił pieniądze z UE, wkład własny Polski na absorpcję funduszy strukturalnych oraz pieniądze, które zainwestują przedsiębiorcy w wyniku stymulacji związanej ze zmianą mechanizmów amortyzacji inwestycji oraz pieniądze z akcji kredytowej, którą uruchomią inwestycje.
Rzecznik Twojego Ruchu stwierdził, że Prawo i Sprawiedliwość "pobiło samo siebie, bo po trzech milionach mieszkań zaproponował bilion złotych". - To jest absurd, panie pośle, pan wie, że to jest fantasmagoria waszego prezesa - zwrócił się do Jacka Sasina. - Wasza wiarygodność jest zerowa - dodał.