Do incydentu doszło 21 października br. w hotelu Campanile niedaleko paryskiego lotniska Charlesa de Gaulle'a. W sprawie imprezy, która trwała do późnych godzin nocnych i którą przerwała dopiero interwencja obsługi hotelowej, postanowił wypowiedzieć się sam szef linii lotniczych Enter Air. W ostrym liście do załóg, do którego dotarł "Fakt" , Marcin Kubrak napisał, że ich ekscesy "osiągnęły apogeum".
"Szanowne Załogi. Wydaje mi się, że Wasze karygodne ekscesy alkoholowo-imprezowe na pobytach osiągnęły apogeum. Zachowanie naszych załóg zostało ocenione jako niedopuszczalne w cywilizowanym świecie" - czytamy w liście.
Dalej szef linii przytacza fragment raportu dyrekcji hotelu na temat incydentu: "W pokoju była impreza załogowa. Z pokoju dochodziły głośne rozmowy, krzyki (...). Dyrektor hotelu kazał zakończyć imprezę. Wszyscy wyszli na plac pomiędzy dwoma budynkami i zaczęli śpiewać, kiedy rozpętała się kłótnia pomiędzy dyrektorem a niektórymi uczestnikami imprezy. Padały w języku polskim wyzwiska, wulgaryzmy, a także groźby o pobicie (...), wszyscy przenieśli libację alkoholową na górę. Hałasy dochodzące z pierwszego piętra były słyszalne do godz. 3.30".
Zabawa zakończyła się zaledwie kilka godzin przed wylotem do Warszawy. Szczęśliwie, jak mówi Gazeta.pl prezes Enter Air Grzegorz Polaniecki, żaden z uczestników imprezy następnego dnia nie miał pracować. Wszyscy wrócili do Polski nie jako członkowie załogi, tylko pasażerowie. - Ale to, że mieli tego dnia wolne, ich nie usprawiedliwia. Rozprawiliśmy się z nimi. Wszyscy zostali dyscyplinarnie zwolnieni - mówi prezes Polaniecki.
Jak przyznaje, nie wie, ilu dokładnie pracowników otrzymało wypowiedzenie. - Ale to był pierwszy i ostatni raz, kiedy coś takiego się zdarzyło. Ludziom się wydaje, że mogą sobie na takie ekscesy pozwolić, bo mają dzień wolny. Otóż nie mogą - prostuje. - Nie możemy pozwolić na to, aby nasi pracownicy szargali dobre imię firmy - dodaje.
I krytykuje "Fakt", który opisał zajście tak, jakby linia nie pilnowała wystarczająco, czy jej pracownicy nie łamią prawa lotniczego, np. wchodząc na pokład samolotu, będąc pod wpływem alkoholu. - Ktoś miał fantazję. Wynajmujemy zewnętrzną firmę, która przed każdym lotem sprawdza pilotów na obecność w ich organizmie narkotyków czy alkoholu. Wszystko odbywa się zgodnie z przepisami - zapewnia.
Sprawą zajął się też Urząd Lotnictwa Cywilnego, który - jak mówi Gazeta.pl rzeczniczka prasowa Marta Chylińska - o incydencie dowiedział się z anonimowego pisma. - Dyrektor odpowiedniego departamentu podjął w sprawie działania i ustalił, że członkowie załogi rzeczywiście dopuścili się nieobyczajnego zachowania, choć nie ma mowy o złamaniu prawa lotniczego, bo osoby te nie miały żadnych planowanych lotów na następny dzień - mówi rzeczniczka.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>