- Mam ponury wniosek z tego, co się teraz dzieje - mówiła w Poranku Radia TOK FM Julia Pitera, posłanka PO. - W latach 90. mówiło się, że młodzi muszą wejść do administracji, pognać tych starych i to będzie nowoczesna, uczciwa, energiczna, kreatywna administracja. I jest energiczna. Bohaterami tej afery są 30-latkowie. Kiedy przechodziliśmy transformację ustrojową, ci ludzie byli w szkole. To był nowy, bohaterski narybek - wskazywała.
I zastanawiała się, jak przebiegała kariera urzędnicza tego pokolenia. - Jestem ciekawa, czy to były nabory, czy trafili do administracji z młodzieżówek partyjnych - mówiła.
Prowadzący Poranek Radia TOK FM Jan Wróbel pytał o Witolda D., byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w resorcie kierowanym przez Grzegorza Schetynę. Prokuratura postawiła D. zarzuty związane z przekroczeniem uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i wyrządzenia szkody. Chodzi o ponad 1,8 mln zł.
- Witold D. jako wiceminister przyszedł w 2007 roku i od razu zaczął szukać czegoś więcej niż kariery urzędniczej. Z takim nastawieniem przyszli ludzie do ważnego ministerstwa zaraz po wygranych wyborach? Przecież to miało być odrodzenie moralne! - dziwił się Wróbel.
- Minister miał prawo myśleć, że to doświadczona osoba. To 39-latek, który pojawił się w polityce w drugiej połowie lat 90. jako członek młodzieżówki Ruchu Stu, asystent znanej osoby związanej dziś z PiS - wskazywała Pitera. Ruch Stu w drugiej połowie lat 90. był niewielką partią konserwatywno-liberalną. Działali w niej m.in. Czesław Bielecki, Wiktor Kulerski i Andrzej Olechowski.
Piterę dziwiło, że opozycja domaga się komisji śledczej i ujawnienia szczegółów dotyczących przestępstw przy przetargach informacyjnych. - Właśnie dlatego, że mówiliśmy o ścieżkach kariery. W tej sprawie mogą być osoby znane politykom ze wszystkich formacji parlamentarnych. A znając długość języków polityków, którzy będą się lansować przy komisjach, wyciek wiedzy na temat postępów w śledztwie mógłby się zakończyć bardzo źle - przekonywała posłanka.
- Ludzie porównują to do afery Rywina, afery hazardowej. Tam w tle byli politycy i dotyczyło to procesu legislacyjnego. Były podejrzenia ustawionej ustawy, nie zauważyłam, żebyśmy tu mieli do czynienia z procesem legislacyjnym i nie zauważyłam, by czynni politycy brali w tym udział - zakończyła.