Rząd Ukrainy wstrzymał wczoraj proces przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Tłumaczył to "interesami bezpieczeństwa narodowego".
Wicepremier Jurij Bojko wyjaśniał, że Ukraina zdecydowała się na taki krok, by uporać się z pogorszeniem relacji handlowych z Rosją oraz dlatego, że UE nie zaproponowała zadośćuczynienia za wynikające z tego straty. W jego ocenie wyniosły one 30-40 mld hrywien (ok. 30-40 mln euro).
Ukraina zaproponowała też powołanie trójstronnej komisji z udziałem Unii Europejskiej i Rosji, która zajmie się rozwiązaniem tych problemów.
Mimo rozwoju sytuacji na Ukrainie prezydent Wiktor Janukowycz nadal wybiera się na szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. - Po pierwsze, tam (w Wilnie) będą podpisywane i inne umowy, jednak nie na szczeblu prezydentów, a po drugie - szereg państw w ogóle nie będzie niczego podpisywać - twierdzi Andrij Honczaruk, doradca prezydenta Ukrainy ds. międzynarodowych.
Zdaniem prof. Kuźniara, doradcy ds. międzynarodowych prezydenta Komorowskiego, Polska w sprawie umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a Unią Europejską nie popełniła błędów.
- Zrobiliśmy wszystko, a nawet więcej, by doprowadzić do podpisania umowy stowarzyszeniowej w Wilnie. Wina za to, że nie wyszło, leży wyłącznie po stronie władz w Kijowie. Decydując o takim rozwiązaniu, Janukowycz kierował się własnymi, bieżącymi interesami - mówi doradca prezydenta.
Pytany, czy Zachód nie popełnił błędu i zbyt mocno nie naciskał na Janukowycza, by ten pozwolił skazanej za finansowe nadużycia Julii Tymoszenko wyjechać na leczenie do Niemiec, prof. Kuźniar powiedział, że ta sprawa była tylko pretekstem.
- Prezydent Wiktor Janukowycz od początku nie zamierzał podpisać w Wilnie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Sprawa uwolnienia b. premier Julii Tymoszenko była dla niego tylko pretekstem, alibi wobec Zachodu, który domagał się jej wypuszczenia. W ten sposób Janukowycz mógł przekonywać, że tu nie chodzi o polityczną konkurencję, tylko o równe traktowanie wszystkich obywateli wobec prawa na Ukrainie - wyjaśnia prof. Roman Kuźniar.
Po czwartkowej deklaracji rządu w Kijowie pojawiły się opinie, że Partnerstwo Wschodnie będzie martwe, jeśli na szczycie w Wilnie Ukraińcy nie podpiszą umowy stowarzyszeniowej z UE. Tak stwierdził ekspert brukselskiego think tanku Centre for European Policy Studies Steven Blockmans. - Ukraina jest rdzeniem tego programu - ocenił.
- To nie jest koniec Partnerstwa Wschodniego. Ono spełniło i nadal będzie spełniać ważną rolę w integracji wschodniej Europy z Unią. Proszę pamiętać, że to nie przypadek, że Ukraina w nim uczestniczy. By znaleźć się w gronie państw blisko współpracujących z Unią Europejską, Ukraina musiała wprowadzić wiele zmian, wdrożyć reformy, etc. Jednak o tym, jak będzie wyglądała przyszłość Ukrainy i jej związków z Europą, w 2015 roku zdecydują w wyborach sami Ukraińcy. Widać na razie jest jeszcze za wcześnie na takie zbliżenie - mówi prof. Kuźniar.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>