Pierwszy polski naukowy satelita już w kosmosie. To "Lem"!

Na orbicie okołoziemskiej pojawiła się sześciokilogramowa, niewielka złocista kostka o imieniu "Lem". To pierwszy polski satelita naukowy w kosmosie. - Będzie obserwować najjaśniejsze widoczne gwiazdy. Dzięki tym danym naukowcy być może lepiej zrozumieją, w jaki sposób gwiazdy wytwarzają światło i energię - tłumaczy Marcin Stolarski z Centrum Badań Kosmicznych PAN.

"Lem" poleciał w kosmos razem z 32 innymi urządzeniami (rekordowo dużo) na pokładzie rakiety Dniepr. Start rakiety nastąpił o 8.11 polskiego czasu z bazy wojskowej Jasny na południowym Uralu (Rosja). Zaznaczmy od razu, że to nie jest pierwszy polski satelita na orbicie. Pionierem był PW-SAT skonstruowany przez studentów Politechniki Warszawskiej (wystrzelony w lutym tego roku). Dzisiejszy bohater, satelita BRITE-PL "Lem", jest pierwszym w pełni naukowym polskim satelitą na orbicie.

Relacja na żywo ze startu >>

W trójcy siła

BRITE to projekt polsko-austriacko-kanadyjski. Większość rozwiązań opracowali Kanadyjczycy. Projekt zakłada powstanie sześciu satelitów, które mają spełniać wspólnie to samo zadanie. Polska, rękami naukowców z Centrum Badań Kosmicznych PAN i Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika, stworzyła dwa egzemplarze - BRITE-PL "Lema" i "Heweliusza". To właśnie "Lem" znalazł się dziś na orbicie. "Heweliusz" ma pójść w jego ślady jeszcze w tym roku, pod koniec grudnia.

Konstruowanie "Lema" było dla polskich naukowców doskonałym ćwiczeniem. Większość podzespołów "Lema" pochodzi ze Space Flight Laboratory przy Uniwersytecie w Toronto. Także dzięki kanadyjskim kolegom polscy naukowcy i inżynierowie mogli się przeszkolić w konstruowaniu satelitów. "Heweliusz" to urządzenie już w większym stopniu wyprodukowane w Polsce (duża część podsystemów opracowana została bezpośrednio w CBK). Swoją drogą, współpraca Kanadyjczyków i Polaków nie jest przypadkowa. Rozpoczęcie takiej współpracy zasugerował profesor Sławomir Ruciński pracujący na Uniwersytecie w Toronto. To Ruciński jest autorem pomysłu, na którym opiera się projekt satelitów BRITE.

 

"Lem" podpięty do aparatury kontrolującej Fot. TOK FM

Sprawa musi być czysta

Dla bezpieczeństwa i maksymalnej precyzji polskie BRITE-y powstawały w sterylnych warunkach. W CBK przebywały w tzw. clean roomie - pomieszczeniu z powietrzem mocno oczyszczonym z pyłków, które mogły zabrudzić sprzęt. Było naprawdę czysto: w normalnych warunkach w stopie sześciennej powietrza jest około miliona pyłków. W clean roomie - 10 tys., a na stołach, na których składane były satelity (zaopatrzony w dodatkowe dmuchawki) - zaledwie tysiąc!

Nie ma się co dziwić pieczołowitości polskich naukowców. Jedna taka niepozorna złocista kostka (BRITE-y mają bok o długości 20 cm i ważą 6 kg) jest warta około ośmiu milionów złotych.

Im jaśniej, tym trudniej

"Lem", "Heweliusz" i koledzy mają na orbicie tylko z pozoru nieciekawe zadanie. - Mają przede wszystkim mierzyć zmieniającą się jasność gwiazd. Dzięki tym danym naukowcy, być może, lepiej zrozumieją, w jaki sposób gwiazdy wytwarzają światło i energię - tłumaczy Marcin Stolarski z CBK. Stąd właśnie BRITE: BRIght Target Explorer - Constellation.

Aby wykonać to zadanie, każdy BRITE został zaopatrzony w mały teleskop i aparat fotograficzny. Te niewielkie satelity mają obserwować najjaśniejsze widoczne gwiazdy. Właśnie one, a nie np. potężny teleskop Hubble'a. Dla niego takie gwiazdy są po prostu zbyt jasne.

Jak tłumaczą twórcy polskich BRITE-ów, chodzi m.in. o zbadanie mechanizmu konwekcji, czyli transportu energii, który odbywa się w najgorętszych gwiazdach. Ten mechanizm jest znany fizykom od ponad wieku, ale do tej pory nie ma jego precyzyjnego matematycznego opisu. Obserwacje planowane w ramach projektu BRITE mogą to zmienić.

 

W tej komorze testowano urządzenia na okoliczność trudnych warunków na orbicie

Polski przemysł kosmiczny

Wystrzelenie pierwszego polskiego satelity można już uroczyście odnotować w Wikipedii. To ważny krok, ale Polska ma jeszcze bardzo wiele do zrobienia i nadrobienia w dziedzinie technologii kosmicznych. Mamy już kilka sukcesów w tej dziedzinie. W przestrzeni kosmicznej znajduje się ponad 70 urządzeń skonstruowanych przez Polaków. Najsłynniejszym bodaj urządzeniem kosmicznym z polskim udziałem jest marsjański łazik Curiosity. Polski element to detektor podczerwieni zaprojektowany i wyprodukowany przez firmę Vigo Systems z Ożarowa Mazowieckiego.

Technologie kosmiczne to inwestycja w markę kraju jako tego, który jest w stanie wytwarzać high-tech. Obecnie może być nam nieco łatwiej dzięki wstąpieniu Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Nasza roczna składka do ESA to co najmniej 19 mln euro, ale 80 proc. pieniędzy do nas wraca, głównie w postaci kontraktów dla przemysłu.

Od niedawna istnieje w Polsce Związek Pracodawców Sektora Kosmicznego. Warto się starać o ten rynek - przychód z samego tylko sektora satelitarnego wyniósł w 2012 roku 189,5 miliardów dolarów. A zatem - do dzieła!

Więcej o: