"Geje to obywatele, których zdrowie liczy się mniej niż jedynka Rzeczpospolitej?" "Można to tak potraktować"

- Zawieszenie strony uzgodniliśmy z Krajowym Centrum ds. AIDS, ale wiemy, że było to podyktowane prośbą ze strony Ministerstwa Zdrowia - mówiła w TOK FM Yga Kostrzewa ze Stowarzyszenia Lambda, które opracowało zawieszoną stronę "Seks w moim mieście". - Czyli geje to obywatele, których zdrowie liczy się mniej niż jedynka "Rz"? - dopytał Jakub Janiszewski. - Można tak to potraktować - ocenia Kostrzewa.

Po publikacji "Rzeczpospolitej" na kampanię profilaktyczną skierowaną do mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami "Seks w moim mieście" posypały się gromy. Krajowe Centrum ds. AIDS, które kampanię zamówiło i finansowało, teraz zapewnia, że nic nie wiedziało o publikowanych treściach, które oburzyły dziennikarzy. Strona została zawieszona. Czytaj więcej >>

Jakub Janiszewski, TOK FM: Co się stało ze stroną sekswmoimmiescie.pl?

Yga Kostrzewa, Stowarzyszenie Lambda Warszawa: - To bardzo dobre pytanie. W zasadzie, po jednej publikacji w "Rzeczpospolitej", zrobiła się niesłychanie wielka afera medialna. W rezultacie strona została czasowo zawieszona. Uzgodniliśmy to z Krajowym Centrum ds. AIDS, ale wiemy, że było to podyktowane prośbą ze strony Ministerstwa Zdrowia.

Czyli minister zdrowia nalega na to, żeby została zamknięta strona, która jest adresowana dla gejów, która to strona jest finansowana z pieniędzy Krajowego Centrum ds. AIDS. (Centrum jest agendą ministra zdrowia - red.)

Tak. Ta strona jest adresowana do osób MSM, czyli mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami.

Czyli to są obywatele, których zdrowie nie liczy się tak bardzo dla Ministerstwa Zdrowia, jak liczy się jedynka "Rzeczpospolitej"?

Możemy tak to potraktować, bo merytorycznie tej stronie nic nie można zarzucić. Spełniliśmy wszystkie zasady, wszystkie wymogi projektu, który wygraliśmy.

Skąd się wzięły te zarzuty o pornografię?

Po pierwsze, strona jest adresowana do wąskiego, bardzo określonego i specyficznego targetu. Wszelkie inne osoby, które nie są tymi odbiorcami, mogą być zdziwione, być może zaszokowane tekstami, które tam są.

Chodzi o specyfikę języka, o to w jaki sposób docieramy do tych osób. Bo wiemy, że ładne kampanie, które ładnie wyglądają, "miej jednego partnera, uprawiaj bezpiecznie seks", po prostu nie są skuteczne. Dlatego język, którego tam użyliśmy, może być postrzegany jako ostry. Ale właśnie takie kampanie działają i wiemy to z badań w innych krajach.

Czy tam padały wulgarne zwroty?

Jeżeli my rozmawiamy o seksie analnym, to dla niektórych to będzie wulgarne. Nie było tam żadnych szczegółów, ale sposób określenia różnych zachowań seksualnych może dla niektórych być szokujący.

Ja myślę, że to jest bardzo mocno związane z polską kulturą i z tym, że u nas mówienie czegokolwiek o seksie jest postrzegane jako coś bardzo nieestetycznego, niemoralnego, nieprzyjemnego.

Krajowe Centrum ds. AIDS pisze na swojej stronie, że o niczym nie wiedziało. Ale jak grantodawca może nie wiedzieć o tym, co robi grantobiorca?

Grantodawca wiedział o tym, były ustalenia, wiedział, jak będzie wyglądać strona. Ja myślę, że niestety zadziałał strach. I to jest taki strach, który jest napędzany przez władze, przez media i przez to, co się może wydarzyć.

Ale co się może wydarzyć?

Nie wiem. Może ktoś mógł zostać zwolniony? Ktoś mógł dostać mniej budżetu? Nie mam pojęcia, jakie to mogły być konsekwencje. To nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że zadziałał strach. A my boimy się nieznanego.

Więcej o: