Ludwik Dorn w Poranku Radia TOK FM przekonywał, że za burdy podczas Marszu Niepodległości odpowiada nie policja , a "czynniki polityczne". - Zgadzam się z Dornem, że należy rozważyć odpowiedzialność polityczną - przyznał podczas spotkania publicystów Wojciech Maziarski z "Gazety Wyborczej". - Ale ja ją lokalizuję zupełnie gdzie indziej niż on. W prawicy, w PiS, w Jarosławie Kaczyńskim, w braciach Karnowskich - wyliczał.
- Do 2010 roku Marsz Niepodległości był marginalną imprezą grupy nacjonalistów. W 2010 w kręgach kierowniczych IV RP zapadła decyzja, żeby w tę imprezę się włączyć i ją nagłośnić. Wówczas wszyscy heroldzi IV RP zaczęli wzywać naród i udzielać legitymacji tej imprezie. Nadmuchali imprezę marginesu - wyjaśniał Maziarski. - Krytyka działań policji ze strony prawicy przypomina krytykę ludzi, którzy poustawiali snopki słomy, porozlewali benzynę, a teraz mówią, że strażacy się nie sprawdzili - dodał.
Jarosław Gugała z Polsatu mówił, że trudno wskazać winnych całej sytuacji wokół Marszu Niepodległości. - Winę ponosi ogólnospołeczne przyzwolenie na niszczenie państwa. Politycy rozwalają państwo, krytykując jego funkcjonowanie. Typowym przykładem jest wizyta Dorna w Radiu TOK FM. On nie powiedział ani jednego słowa o demonstrantach, podsumował zdecydowanie całe państwo polskie i aktualnie rządzących. Zapominając, że za chwilę to on będzie rządził - mówił dziennikarz.
- W czasie tego marszu objawiło się coś, co jest bardzo niebezpieczne - zaznaczył Gugała. - Wygląda na to, że w Polsce pojawiła się coraz bardziej rozpoznawalna i lepiej zorganizowana grupa, która kontestuje rzeczywistość, państwo, ustrój, demokrację. Ona nie jest związana z żadną partią polityczną, może sympatyzować z PiS, ale tak naprawdę gardzi tym wszystkim - wskazywał dziennikarz. Zwrócił także uwagę na wysokie bezrobocie wśród młodych i brak politycznych propozycji dla tego pokolenia. - Za 10 lat ta sytuacja spowoduje, że najlepiej zorganizowaną siłą polityczną na polskiej scenie będą ci, którzy dzisiaj podpalają ambasadę - skwitował Gugała.