Paradowska: "Szkoda, że trzeba było aż sejmowej awantury, aby resort edukacji wziął się do roboty"

"Gdyby choć niewielką część aktywności z ostatnich dni wykazano w ciągu lat dyskusji, to ostatniego przedstawienia w ogóle by nie było, a sześciolatki szłyby do szkół, w większości zupełnie dobrze przygotowanych" - komentuje w najnowszej "Polityce" Janina Paradowska.

"Rozgrywki polityczne z dziećmi w tle - to hasło w sumie dobrze oddawało sytuację, bo przysłuchując się debatom na ten temat, można było uznać, że dzieci nie było nawet w tle" - pisze w najnowszej "Polityce" Janina Paradowska.

Dziennikarka wraca tym samym do zeszłotygodniowego głosowania w Sejmie w sprawie referendum edukacyjnego. Posłowie zadecydowali, że obywatele nie będą mogli się wypowiedzieć w tej formie m.in. w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków i likwidacji gimnazjów.

"Wiarygodność pomysłodawców zachwiana, ale..."

Paradowska podkreśla, że tak jak sami Elbanowscy, organizatorzy i liderzy ruchu zbierającego podpisy ws. referendum, nie do końca okazali się wiarygodni - ich "raport" podważają same szkoły, których on dotyczy - tak "szkoda, że trzeba było aż sejmowej awantury, aby resort edukacji wziął się do roboty i zaczął przedstawiać własne raporty".

"Gdyby choć niewielką część aktywności z ostatnich dni wykazano w ciągu lat dyskusji, to ostatniego przedstawienia w ogóle by nie było, a sześciolatki szłyby do szkół, w większości zupełnie dobrze przygotowanych. Ale czy to pierwsze starcie, do którego rząd okazał się nieprzygotowany?" - zastanawia się publicystka.

Cały komentarz Paradowskiej w najnowszej "Polityce".

Więcej o: