Chodziło o komentarze dot. tegorocznego Marszu Niepodległości. Saramonowicz, który nie dotarł na pierwszą część programu, rozsierdził Kurkiewicza, odnosząc się do tego, co wykładowca Collegium Civitas mówił wcześniej na temat patriotyzmu:
Kurkiewicz opowiadał też m.in. o tym, dlaczego w tym roku nie została zorganizowana kontrmanifestacja - Kolorowa Niepodległa. - Ten ruch sprzeciwu jest za słaby. Nie ma społecznego poparcia, nie ma poparcia mainstreamu. Mainstream woli sobie zorganizować bieg. Centrum nie jest zainteresowane tym napięciem, które się dzieje, i grozą, która z tego biegnie. Media też nie. Można im spalić wozy transmisyjne, a oni będą opowiadać brednie o tzw. symetrii sił i konfliktu skrajności. Antyfaszyści w Niemczech hitlerowskich też byli w mniejszości i też nie dali rady - mówił Kurkiewicz.
Do słów Kurkiewicza odniósł się spóźniony drugi gość audycji. Zaraz po wejściu do studia reżyser Andrzej Saramonowicz stwierdził: - Dostałem białej gorączki. Te bzdury, które Roman wygaduje... To jest równe temu, co robią ci ludzie na ulicach.
Dziennikarz jednak nie wytrzymał: - Atakowani są moi przyjaciele i ja nie będę wysłuchiwał głupot Saramonowicza, bo to nie jest luźna rozmowa! - wykrzyczał, po czym wstał i wyszedł ze studia. Saramonowicz potem kontynuował, co konkretnie go zdenerwowało w słowach Kurkiewicza: - Można nie kochać Polski, można ją kochać, można nie umieć tego zdefiniować, ale jak się mówi o tym, że się tęskni za Polakami, którzy walczyli w Hiszpanii, to się tęskni za Karolem Świerczewskim i innego rodzaju łachudrami, którzy tam walczyli.