Zaraz po odrzuceniu przez Sejm wniosku o referendum ws. sześciolatków prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział kolejne referendum w tej sprawie . Tym razem wniosek nie będzie poruszał kwestii likwidacji gimnazjów czy nauczania historii, a już tylko obowiązku szkolnego dzieci. Zdaniem Kaczyńskiego część posłów gotowa byłaby poprzeć referendum, gdyby nie zawierało ono dodatkowych, kontrowersyjnych pytań. Na co liczy prezes PiS, wysuwając swoją propozycję?
- Może jednak liczy na zwycięstwo? - zastanawia się dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, politolożka z UW. - W PO pęka, w PSL się trzęsie, ta różnica jest nieduża - zaznacza. Rafał Chwedoruk, politolog z UW, zauważa jednak, że część opozycji poparła wniosek właśnie ze względu na dodatkowe pytania, których w propozycji PiS ma zabraknąć. W ten sposób SLD czy Twój Ruch miały protestować przede wszystkim przeciwko zmianom w szkolnictwie. - To się nie wiąże z logiką sali sejmowej - zaznacza Chwedoruk. Innego zdania jest jednak Pietrzyk-Zieniewicz. - Opozycja będzie raczej za referendum, zachowają się wielce demokratycznie, bo to ładnie wygląda - mówi.
Bez względu na szanse powodzenia kolejnego wniosku o referendum Kaczyński uznał najwyraźniej, że temat sześciolatków wciąż ma spory potencjał polityczny. - Sprawa referendum, sześciolatków, likwidacji gimnazjów daje szansę na przedarcie się do świadomości tych grup społecznych, których poparcie dla PiS jest mniejsze - przyznaje dr Chwedoruk. W ten sposób partia Kaczyńskiego otwiera kolejny front walki z rządem, zupełnie odmienny od Smoleńska i walki z układem.
Żakowski o referendum ws. sześciolatków: To głosowanie poniża polskie dzieci >>>
Ważne jednak, że PiS kwestię szkół chce kontynuować właśnie za pomocą referendum. To bardzo poręczne narzędzie, co pokazała kampania przed głosowaniem ws. odwołania prezydent Warszawy. - To jak nowy karabin, którego chcą używać wszystkie armie, zaciekawione, jak to działa - mówi dr Pietrzyk-Zieniewicz. - To psucie demokracji. Bawimy się nią jak dzieci. Fatalnie to świadczy o klasie politycznej - dodaje jednak politolożka.
PiS, popierając kolejne wnioski o referenda, może się kreować na proobywatelskie, prodemokratyczne ugrupowanie. Świetnie wpisuje się to w lansowaną przez partię Kaczyńskiego tezę, że to Platforma ma problem z demokracją. - Rzeczywistość sama daje PiS pretekst, by ten wątek pogłębiać, utwierdzić szersze grono Polaków o odwróceniu się sytuacji. Przecież kiedyś to PiS zarzucano tendencje autorytarne, nieufność wobec obywateli - wskazuje dr Chwedoruk.
- Problem Platformy polega nie tylko na referendach - zaznacza jednak politolog. - Polega na tym, że ona kreowała się na kogoś innego, niż była w rzeczywistości. Przedstawiała się jako partia obywatelska, demokratyczna, tymczasem wyrastała z fascynacji anglosaską prawicą, ostrożnie podchodzącą do pogłębiania demokracji, dbającą o bariery przed tyranią ludu - wyjaśnia dr Chwedoruk. To rzuca nieco światła na ostatnie ruchy PO: zaostrzenie ustawy o zgromadzeniach, wzmacnianie uprawnień niektórych służb i formacji, tworzenie klimatu zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego ze strony różnych środowisk.
- To idealna dla PiS sytuacja, bo partia Kaczyńskiego może się przedstawiać jako ofiara - zaznacza dr Chwedoruk. A ofiary zyskują sympatię. Także w sondażach.