Raport z Fukushimy: Fatalne warunki pracy, niskie zarobki i gangsterzy

Łamanie praw pracowniczych, nadużycia finansowe, niejasna sieć podwykonawców i spore zaangażowanie grup przestępczych - tak dwa lata po katastrofie wygląda sytuacja w elektrowni jądrowej w japońskiej Fukushimie. Reporterzy agencji Reutera dotarli do pracowników, którzy zdecydowali się opowiedzieć, jak naprawdę wygląda praca przy usuwaniu skutków awarii.

Tetsuya Hayashi ma 41 lat. W ubiegłym roku zgłosił się do pracy przy usuwaniu skutków awarii w Fukushimie, jednak w elektrowni wytrzymał tylko dwa tygodnie. Zgodnie z umową miał pracować przy monitorowaniu poziomu promieniowania, ale skierowany został do innej pracy, w bardziej niebezpiecznym sektorze.

Dla bezpieczeństwa miał stale nosić zbiornik z tlenem i dwuwarstwowy kombinezon ochronny. Jednak promieniowanie w miejscu, gdzie pracował, było tak wysokie, że w ciągu godziny przyjmował dawkę, jaką według norm bezpiecznie można przyjąć w ciągu całego roku.

Kiedy Hayashi złożył skargę na warunki pracy, został zwolniony. Wówczas odkrył też, że wpisy w jego książeczce pracowniczej były fałszowane. Nieścisłości dotyczyły zarówno poziomu promieniowania, na jaki był narażony, jak i zależności służbowych - bardzo trudno określić, kto właściwie go zatrudniał i odpowiadał za jego bezpieczeństwo i wynagrodzenie.

Niejasna sieć podwykonawców

Badając warunki pracy w elektrowni, Reuters rozmawiał z 80 pracownikami, pracodawcami i urzędnikami zaangażowanymi w usuwanie skutków katastrofy. Wszyscy wskazują na jeden główny problem: projekt uzależniony jest od niejasnej sieci podwykonawców. Bardzo trudno jest określić strukturę zatrudnienia i wskazać odpowiedzialnych za ewentualne nieprawidłowości.

Na szczycie piramidy znajduje się firma Tepco, która zarządza całością. W projekcie likwidacji skutków katastrof bierze też udział osiem dużych japońskich przedsiębiorstw oraz ogromna liczba drobnych firm, z których część - jak twierdzą informatorzy agencji Reutera i policja - jest powiązana z gangsterami Yakuzy. Do tej pory udało się skazać za łamanie praw pracowniczych tylko jednego mężczyznę należącego do Yakuzy. Większość spraw nie jest rozwiązywana, bo poszkodowani boją się zeznawać.

Formalna zwierzchność Tepco nie oznacza jednak kontroli nad tym, co dzieje się w Fukushimie. - Podpisujemy umowy z firmami na podstawie kosztów niezbędnych do wykonywania pracy - tłumaczy Reutersowi Masayuki Ono, dyrektor ds. energii jądrowej w Tepco. - Następnie firmy w oparciu o nasze warunki samodzielnie zatrudniają pracowników. Bardzo trudno jest nam kontrolować ich umowy - dodaje. Po ujawnieniu nieprawidłowości firma Tepco ogłosiła, że "podjęła kroki w celu ograniczenia nadużyć pracowniczych i zaangażowania przestępczości zorganizowanej".

Te same problemy od lat

Według danych rządowych, w Fukushimie niedobór pracowników wynosi około 25 proc. Jednocześnie narzucone Tepco ograniczenia finansowe nie pozwalają na podniesienie płac, co mogłoby przyciągnąć więcej chętnych do pracy. Obecnie na pracę w Fukushimie decydują się przede wszystkim ci, którzy nie mają innego wyboru, a pracodawcy skwapliwie to wykorzystują, tnąc pensje.

Taka sytuacja ma miejsce w przemyśle jądrowym już od lat 70. Przez lata ta gałąź gospodarki bazowała przede wszystkim na taniej sile roboczej. W elektrowniach pracowali "nuklearni cyganie", jak nazywano pracowników tymczasowych, którzy rekrutowali się przede wszystkim z obszarów o wysokim poziomie bezrobocia i bezdomności.

- Warunki pracy w przemyśle jądrowym zawsze były złe - mówi Saburo Murata , zastępca dyrektora Hannan Osaka Chuo Hospital. - Problemy z pieniędzmi, rekrutacją, outsourcingiem i brakiem odpowiedniego ubezpieczenia zdrowotnego są znane od lat - dodaje.

Największa katastrofa od czasów Czarnobyla

Elektrownia jądrowa w Fukushimie uległa uszkodzeniu po wstrząsach i tsunami z 2011 roku. Doszło wtedy do eksplozji wodoru w jednym z budynków, uszkodzenia systemu chłodzenia i stopienia prętów paliwowych w trzech reaktorach. Doprowadziło to do przedostania się na zewnątrz radioaktywnych cząsteczek. Był to najgroźniejszy wypadek nuklearny od czasu wybuchu w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!

Więcej o: