Choć już od roku nie jest żołnierzem GROM-u, nadal nie ujawnia swojego imienia i nazwiska. - Naval - przedstawia się po prostu. Cały czas pilnuje, żeby nie powiedzieć za wiele na temat "firmy", jak mówi o swojej jednostce. - To już zachowam dla siebie - ucina przy co bardziej dociekliwych pytaniach.
W swojej książce "Przetrwać Belize" pisze jednak bardzo odważnie nie tylko o zaletach GROM-owców, ale też o ich błędach i słabościach. Problemy ze zgraniem w grupie? Źle zaplanowany trening i marsz po rozgrzanym asfalcie zakończony kontuzjami? Dowódca, który w dżungli podejmuje niejedną złą decyzję? To wszystko Naval opisuje szczerze i bez ogródek. A poza tym, jak obiecuje już na wstępie, jest jeszcze "pot, krew i humor".
Naval*: Jesteśmy tylko ludźmi, też coś czasami gubimy i popełniamy błędy. Ale "Przetrwać Belize" to w ogóle nie jest książka o GROM-ie, tylko o dżungli, maczecie i przedzieraniu się przez krzaki, o moim potykaniu i podnoszeniu się w czasie marszu.
- Nie napisałem niczego, przez co nie mógłbym spojrzeć w lustro albo w oczy moim kolegom. Zresztą ci, z którymi byłem w Belize, dzwonili i mówili: "Naval, zrobiłeś kawał dobrej roboty. Nie musimy pisać sprostowań!". To dla mnie najlepsza recenzja.
- Na pewno selekcja była trudniejsza niż szkolenie w Belize. I cięższa niż wiele szkoleń w firmie. Ostatniego dnia selekcji byłem mocno okaleczony, stopy już nie mieściły mi się w butach, miałem mnóstwo odcisków, czarne paznokcie - stopy wyglądały tragicznie. Ale powiedziałem sobie, że prędzej zetrę stopy do kolan, niż odpuszczę. I to jest charakter operatora jednostki specjalnej, który jest zajadły, walczący i nie odpuści. To jest podejście: "Dam radę, muszę to zrobić i doprowadzić wszystko do końca".
- Podczas selekcji po prostu się zgubiłem. Zszedłem ze szlaku, zrobiłem parę kilometrów w dół, wyszedłem w jakiejś wiosce i nagle: "Gdzie ja jestem, nikogo nie ma". Zacząłem wracać w górę, kierując się na południe, bo wiedziałem, że tam jest granica polsko-słowacka i coś tam musi być. Brnąłem na krechę przez te pieprzone, bieszczadzkie zarośla i wtedy miałem naprawdę ciężkie chwile z samym sobą. Ale pokonałem słabość, doszedłem i dzisiaj jestem tu, gdzie jestem.
- Tak, czekał na nas, każdemu z nas przybił piątkę. Słowa generała Petelickiego "Witam w GROM-ie" będą we mnie brzmiały do końca życia. Wtedy każdy z nas poczuł, że warto było tak się poświęcić, przeżyć ten ból i wysiłek. W ogóle koniec selekcji jest niesamowity: nagle ci wszyscy faceci, którzy przez cały czas sączyli ci jad do ucha: "Daj spokój, co się będziesz męczyć", podchodzą, przybijają piątkę, gratulują. Czujesz ich szacunek za to, co zrobiłeś. Ale czujesz też, jak rośnie twój szacunek do samego siebie. Choć tak naprawdę selekcja to dopiero przedsionek GROM-u. Kto ją przechodzi niekoniecznie zostanie operatorem.
To tylko wstępny sprawdzian psychofizyczny, a już w firmie zaczyna się obróbka człowieka. Musi zmienić się mentalnie. Wejście do firmy to nie tylko szkolenie umiejętności taktycznych i strzeleckich, ale też praca nad głową faceta, żeby to był facet świadomy swoich umiejętności, żeby potrafił dobrze wykorzystać to, co umie i co robi. I może na tym etapie skończmy już rozmowę o jednostce...
- Kiedyś tak sobie wymyśliłem, że jak będę czuł się spełniony, a czuję się bardzo spełniony, to odejdę. Że spróbuję swojego życia na rynku cywilnym. I uznałem, że to jest właśnie ten moment. Poza tym, żeby być naprawdę dobrym, najlepszym, żeby walczyć z największymi gnojami na świecie, trzeba zapierdalać na najwyższym poziomie. A ja - chociaż wyglądam na całkiem młodego faceta - mam kręgosłup sześćdziesięcioparolatka. Ważę jakieś 74 kg, a w czasie operacji, razem ze sprzętem - nawet 115 kg, takie obciążenie na sobie noszę. To jest ogromny wycisk dla organizmu.
- Kiedyś trzeba wykonać ten krok. Nie żałuję, ale wiadomo, że tęsknię. Jak widzę w wiadomościach, że chłopaki zrobili świetną robotę, to serce zaczyna mocniej bić, pojawia się taka myśl: "Dlaczego mnie tam nie ma razem z nimi?". Ale mam dużo pasji: nurkuję skaczę, jestem instruktorem narciarstwa, strzelectwa i mnóstwo innych rzeczy, które mam ochotę robić. Ale już nie taktycznie, bojowo, tylko przyjemnie, na Karaibach czy na Morzu Śródziemnym.
- To łamanie stereotypu, który jest powszechny, ale akurat w przypadku GROM-u kompletnie nieprawdziwy. Kiedy jeszcze byłem w mojej pierwszej sekcji, razem ze mną był architekt, prawnik, filozof. A do tego ja - ślusarz spawacz. Wtedy jeszcze do firmy można było przyjść z cywila, więc często sekcje tak wyglądały - mieszanka kompletnie różnych ludzi, z których GROM potrafił stworzyć znakomity zespół. To nie byli wąsko patrzący żołnierze, którzy tylko słuchali rozkazów. To mieli być faceci, którzy w przyszłości sami będą w stanie wydawać rozkazy, podejmować decyzje i planować operacje.
- Jak ktoś biegnie bardzo szybko do przodu, to się nie odwraca do tyłu. U nas nie ma takich rozmów czy ocen, że my jesteśmy najlepsi. Nie. Jadąc na trening robię swoją robotę. Nie mam czasu ani chęci, żeby interesować się tym, co robią w innych jednostkach i czy ja jestem od nich lepszy. Jestem mocno poza tym. Zresztą takie porównania niczemu nie służą. Tak samo jak nigdy nie porównywaliśmy się do SEAL-sów czy Delty, a oni do nas. Ale jeśli ktoś chce do nas dorównać i to go motywuje, to świetnie.
- Moim wzorem są cichociemni spadochroniarze AK. To są moi idole. Miałem szczęście poznać powstańców warszawskich, poznać cichociemnych. To nie są dla mnie tylko anonimowi bohaterzy książek, a żywi, namacalni ludzie, z którymi miałem przyjemność spotkać się i napić wspólnie piwa. Może na co dzień w naszej służbie nie żyjemy historią, ale są takie daty, kiedy jest czas na zadumę, na wspomnienia.
- Bo bohaterowie będą tak długo żyli, jak długo my będziemy o nich pamiętać. Zresztą, czym są na przykład moje przeżycia, choć trochę w życiu widziałem i trochę przeżyłem, w porównaniu z tym, co spotkało powstańców warszawskich, kiedy całe miasto waliło im się na głowy? Moje doświadczenia to przy tym nic.
- To jest coś, co nas ukształtowało. Jesteśmy mocno świadomymi żołnierzami. To nie jest carska armia, która wykonuje tylko rozkazy. Jesteśmy ludźmi, którzy są świadomi swoich umiejętności i tego, jak mogą być wykorzystani.
- Pewnie Legia Cudzoziemska. Albo razem z dosyć sporą grupą emigrantów wyjechałbym z Polski i został schwarzarbeiterem gdzieś pod Duesseldorfem.
- Nigdy nie żałowałem ani jednego dnia w GROM-ie. To była ciężka robota, cholernie trudny trening, ale niesamowita satysfakcja.
* Naval - operator GROM-u przez 14 lat, z czego większość czasu spędził na misjach. Za swoją służbę był wielokrotnie odznaczany, w tym najwyższymi odznaczeniami wojskowymi, jakie można otrzymać w Polsce za czyny bojowe w trakcie pokoju - Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego przyznawanym wybitnie zasłużonym w bojach i Krzyżem Komandorskim Orderu Krzyża Wojskowego przyznawanym za czyn wybitnego męstwa połączony z narażeniem życia. Otrzymał również Złotą Odznakę GROM-u. Jest autorem książki "Przetrwać Belize" i felietonów dla "Polski Zbrojnej".