Dlaczego miałoby do tego dojść? Zdaniem Grupińskiego - to oczywiste. - Mieszkańcy jego dzielnicy pokazali mu czerwoną kartkę, powiedzieli mu, że jego pomysł z referendum był fatalny, na Ursynowie była najniższa frekwencja - wyjaśnia. Zdaniem szefa klubu PO każdy polityk, który poważnie traktuje swoją funkcję, powinien odejść, gdy ci, którymi - według Grupińskiego - "rzekomo zarządza" - mówią mu "nie". Niech złoży mandat burmistrza i uda się do innych zajęć - proponuje Grupiński. Do jakich zająć - tego nie wie, ale podkreśla ironicznie, że Guział powinien "zająć się czymkolwiek pożytecznym, jest wiele spraw, w których mógłby się uaktywnić".
- Panu Grupińskiemu pomyliła się wolna Polska z czasami PRL-u, a Platforma z PZPR-em - mówi burmistrz Ursynowa w rozmowie z Radiem TOK FM. Jak dodaje - zaczyna się zastanawiać, czy PO zamierza za referendum "odgrywać się" na jego rodzinie. - Jeszcze brakuje tego, żeby moją żonę zwolnili z agencji rządowej, gdzie pracuje już kilka lat, a ojca z ministerstwa - mówi.
- Platforma Obywatelska w wolnym kraju nie ma możliwości mszczenia się, bo to ludzie decydują, kto rządzi - mówi Guział i zaprasza Grupińskiego na Ursynów, by sam spróbował go odwołać. - To Piotr Guział stanął na krtani Platformy Obywatelskiej i w 2010 roku odsunął ją od władzy w najbardziej platformerskiej dzielnicy w Polsce. Mało zabrakło, aby PO zakończyła swój byt odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz - dodaje. Pytany, czy słowa Grupińskiego należy traktować jako groźbę, Guział oświadcza: - Ja się gróźb nie boję. Niedawno byłem na filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" - i mam nadzieje, że rządy tej partii w Polsce się szybko skończą.