Protest polegał na ciągłym przechodzeniu przez przejścia dla pieszych, przy wjazdach do Tomaszowa i wyjazdach z miasta. Na każdej blokadzie było od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Z transparentami, flagami, gwizdkami. Starsi i młodsi mieszkańcy przygranicznego miasteczka. Z Tomaszowa do Hrebennego jest około 25 kilometrów.
Mieszkańcy blokowali drogę od godz. 10 do 12, ale mniej więcej co pół godziny na chwilę schodzili z jezdni, by rozładować korki w kierunku granicy. - Jadę z dziećmi, wiedziałam o proteście, myślałam, że zdążę, zanim się zacznie, ale się nie udało. Trzeba stać - to głos pani Anny.
"Koniec mydlenia oczu", "Żądamy obwodnicy" - to tylko niektóre z haseł na transparentach mieszkańców. Na blokadzie przy wjeździe do miasta od strony Zamościa można było spotkać burmistrza Tomaszowa Wojciecha Żukowskiego (PiS). - Jestem tu bardziej jako mieszkaniec, bo wiem, co znaczą tysiące tirów i innych samochodów. To jest bardzo duża uciążliwość - powiedział nam Żukowski. Jak dodał, do budowy obwodnicy wszystko jest przygotowane. - Wykupiono działki, zostały wydane niezbędne pozwolenia. Brakuje tylko decyzji o tym, by można było ogłosić przetarg, a za tym oczywiście stoją pieniądze - mówi Żukowski. W planach rządu pieniędzy na obwodnicę nie przewidziano - budowa to 200-250 milionów złotych.
- Tu jest naprawdę gigantyczny ruch, codziennie tysiące samochodów, hałas okropny - mówiła nam pani Ewa, która ma dom tuż przy głównej ulicy w mieście. Przyszła na protest, bo zobaczyła na ulicy ogłoszenie o blokadzie, nawołujące do udziału w niej. - Nie wahałam się ani przez chwilę - mówiła. Na blokadzie, przy wjeździe od strony Zamościa, spotkaliśmy też robotników z pobliskiego zakładu samochodowego. - Taki nasz strajk, przyszliśmy prosto z pracy, w ubraniach roboczych, bo ta obwodnica jest w Tomaszowie niezbędna - mówili TOK FM. Przez Tomaszów, jak podają władze, dziennie przejeżdża około 20 tysięcy samochodów w kierunku do i od granicy w Hrabennem.
Inny z mieszkańców miał działkę, którą mu odebrano właśnie pod budowę obwodnicy. - I co? I nic się nie dzieje, wszystko to zarosło. Kompletnie bez sensu - żalił się pan Krzysztof. - Blokujemy drogę, bo nie mamy wyjścia - dodał pan Ireneusz. - A ja to bym nawet jeszcze dalej poszedł, wziąłbym na blokadę rolników, by tu ustawili swoje traktory i sprzęt, ale na razie nie było na to zgody - usłyszeliśmy.
Musieli stać w sznurze aut nawet po kilkadziesiąt minut, dostawali ulotki od protestujących o formie i celu protestu. Większość nie narzekała. - Trzeba postać, nie ma wyjścia, obwodnice są potrzebne - usłyszeliśmy od pana Arka z tira, który jechał na Ukrainę. - Pewnie, że się denerwuję, że muszę czekać, bo spieszę się do domu, pod granicę. Ale z drugiej strony ja ich popieram. Bo ta obwodnica jest naprawdę potrzebna - dodał inny z kierowców.
I mieszkańcy, i stojący w korku kierowcy dowodzili, że bywają dni, zwłaszcza rano i w okolicy godziny 15, gdy przejazd przez główną drogę w mieście zajmuje grubo ponad pół godziny. - A to przecież krótki odcinek, prosta droga, tylko tyle tych tirów jedzie na Ukrainę i z Ukrainy. Czasami to nawet nie ma jak przejść na drugą stronę ulicy - usłyszeliśmy od pani Beaty, mamy dwójki dzieci.
W pikiecie oprócz burmistrza wzięli też udział miejscy urzędnicy. Wcześniej pytali szefa, czy też mogą się "urwać z pracy". Warunkiem było oficjalne "wypisanie się", powiadomienie przełożonych. - I widzę, że są tu urzędnicy - przyznał w rozmowie z nami burmistrz Żukowski.