Wczoraj zespół kierowany przez Macieja Laska przedstawił niepublikowane wcześniej zdjęcia z miejsca katastrofy. Niedługo później w Sejmie odbyła się kolejna konferencja prasowa parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza.
- Czego nowego pan się dowiedział z wczorajszych obrad zespołu Macierewicza? - pytała dr. Macieja Laska, szefa zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera, Janina Paradowska w Poranku Radia TOK FM. - Nic nowego - stwierdził Lasek. - Oprócz tego, że dzwonił Władimir Putin? - zażartowała publicystka. - Mieliśmy do czynienia z nie najlepiej przygotowaną konferencją z mnóstwem problemów technicznych - odpowiedział wymijająco szef zespołu przy KPRM.
- Poseł Macierewicz od tygodnia zapewniał, że pokaże nowe dowody. Nic takiego się nie pojawiło. Jego zespół dalej ma problem z przedstawieniem jakiejkolwiek spójnej hipotezy - zaznaczył Lasek. - Hipoteza jest spójna: były wybuchy - zauważyła Paradowska. - To bardziej pasuje do zbioru hipotez ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia o lotnictwie. Wszystkie prace prowadzą pod kątem z góry założonej hipotezy - powiedział Lasek.
Dlaczego zespół Laska opublikował zdjęcia z miejsca katastrofy dopiero wczoraj? Gość Poranka Radia TOK FM tłumaczył, że członkowie komisji Millera wykonali w Smoleńsku 1,5 tys. zdjęć. I to, co dotąd ujawniono, to wciąż niewielka część zebranych materiałów dowodowych. Lasek zapowiedział też kolejne konferencje.
- Będziemy starali się przedstawić dowody na obalenie kolejnych nieprawdziwych informacji, które próbują nam wmówić tzw. eksperci zespołu parlamentarnego. To nie było nasze ostatnie spotkanie - zaznaczył.
- Wydaje mi się, że te zdjęcia są bardzo wymowne. Pokazujące: tak, samolot zderzył się z brzozą. W skrzydle, które odpadło, są głęboko wbite elementy tej brzozy - zaznaczył Lasek.
- Pamiętajmy jednak, że to nie brzoza była przyczyną katastrofy. Przyczyną była cała seria błędów popełnionych przez załogę i osoby nadzorujące 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego. To, że odejście na drugi krąg zostało nieprawidłowo wykonane, załoga przekroczyła minimalną wysokość zniżania, podjęła nieracjonalną decyzję próby podejścia w warunkach, które uniemożliwiały wzrokowy kontakt z ziemią. To nie jest błąd, który możemy przypisać tylko do tego lotu. To efekt wielu lat zaniedbań - wskazywał Lasek, mówiąc o niewłaściwym szkoleniu i zbyt dużym eksploatowaniu pilotów rządowych maszyn.
Paradowska zastanawiała się jednak, czy polemika z tezami zespołu Macierewicza nie jest rzucaniem grochu o ścianę. - Nie jest aż tak źle. Miesiąc temu krążyła informacja, że 30 proc. społeczeństwa wierzy w zamach. Ostatnio jeden z sondaży pytał, czy tak zwani eksperci Macierewicza są w stanie wyjaśnić katastrofę. Potwierdził to 17 proc. respondentów, 53 proc. odpowiedziało "nie". Okazało się, że oni są niewiarygodni - zaznaczył Lasek.