Rząd brytyjski przygotował projekt ustawy imigracyjnej, która ma m.in. uniemożliwić nielegalnym imigrantom otwieranie kont bankowych, a na właścicieli czynszowych lokali nałoży obowiązek weryfikowania statusu imigracyjnego lokatorów. Czytaj więcej >>
- W Wielkiej Brytanii, kiedy politycy nie wiedzą, o czym mówić, to mówią o imigracji. A ponieważ nie mogą mówić o imigracji z Unii Europejskiej, to mówią o tej spoza - skomentowała w TOK FM Aleksandra Kaniewska, analityk polityczny ds. Wielkiej Brytanii w Instytucie Obywatelskim.
Jak tłumaczyła ekspertka, większość Brytyjczyków uważa imigrację za poważny problem. - A Wielka Brytania już jest w trakcie kampanii; mimo że do wyborów jeszcze dwa lata, to przecież już za rok są wybory europejskie. Projekt ustawy jest silnym politycznym komunikatem ze strony konserwatywnego rządu, głównie kampanijnym - zwracała uwagę ekspertka.
Dowód? - Największym problemem dotyczącym imigracji jest wątek kontroli granicznej. Tymczasem ustawa w ogóle się tym nie zajmuje, bo wymagałoby to wielkich nakładów finansowych - podkreśliła w programie "Połączenie".
Ekspertka zwracała uwagę na niekonsekwencję Brytyjczyków. - Z jednej strony burmistrz Londynu z ministrem finansów jeżdżą do Chin i otwarcie zapraszają tamtejszych biznesmenów i studentów, bo ci zostawiają na Wyspach mnóstwo pieniędzy; z drugiej komunikat jest taki, że nie chcemy Irakijczyków, nie chcemy ludzi z Afryki - wytykała Kaniewska, zwracając uwagę na wątek azylów politycznych.
Ten podział wyraźnie można było zobaczyć w czasie debaty w BBC. Zaproszony do studia Irakijczyk skarżył się, że już pięciokrotnie odmówiono mu prawa do azylu, a do kraju wrócić nie może ze względu na zagrożenie życia. Mark Harper, minister ds. imigracji, jeden z głównych autorów projektu nowej ustawy, skomentował, że argumenty mężczyzny we wnioskach są śmieszne, a on sam powinien "wracać do domu".
- Przybysze spoza Europy zaczynają funkcjonować jak symbol wszelkiego zła, przed którym mamy się chronić. A to różnice wewnątrz samej Unii Europejskiej generują tę gigantyczną imigrację, na której skądinąd Wielka Brytania zyskuje, przede wszystkim na demografii - zwracał uwagę prowadzący program Jakub Janiszewski. - To prawda. Kolejne raporty, na przykład raport OECD, mówią, że w większości krajów, które przyjmowały imigrantów, obywatele płacą w podatkach i ubezpieczeniach więcej, niż te kraje wydają na zasiłki. Więc bilans wychodzi zdecydowanie na plus - zgodziła się Kaniewska.
Zdaniem ekspertki, aby Brytyjczycy naprawdę mogli zająć się na poważnie sprawą imigracji, konieczna byłaby wielka dyskusja, ale do tego nie ma woli politycznej. - Czyli będzie trochę bicia piany, a potem próba wycofania się bokiem? - pytał Janiszewski. - Wydaje mi się, że tak - skwitowała Kaniewska.