Organizatorzy Marszu Niepodległości nie ujawniają jego trasy i apelują do policji, by "trzymała się na dystans" . Władze stowarzyszenia Marsz Niepodległości zarejestrowały w ratuszu manifestację na 50 tysięcy osób i proszą, by ci, którzy mieli zamiar wszczynać awantury, nie przychodzili na marsz.
- Jeżeli organizator mówi, że nie chce ujawniać trasy marszu i zwraca się do osób, które chciałyby zakłócić manifestację, aby nie przychodziły, to jasno daje do zrozumienia, że liczy się z tym, że może tam dojść do zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu uczestników. Sam de facto wskazuje, że policja jest niezbędna - mówi portalowi Gazeta.pl st. asp. Mariusz Mrozek.
- Współpraca zawsze jest korzystna dla obu stron, co pokazała manifestacja związkowców. Spotkania z organizatorami z dużym wyprzedzeniem, rozmowy o tym, na co obie strony zwracają uwagę i wzorcowa postawa organizatora i jego służb porządkowych podczas manifestacji - opisuje współpracę ze związkowcami rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. I podkreśla, że "nie widzi takiej możliwości", by policja była nieobecna w trakcie Marszu Niepodległości.
- Policja dysponuje ustawowo prawem do pewnych działań, do których służby organizatora nie mają uprawnień albo mają je bardzo ograniczone - mówi st. asp. Mrozek. I od razu zastrzega: - My nie jesteśmy od tego, aby ktoś czuł się zagrożony.
Rzecznik KSP komentuje też ubiegłoroczne zamieszki podczas Marszu. - Nigdy nie wskazywaliśmy na uczestników manifestacji, a na grupy chuliganów, które doprowadziły do zamieszek i naruszeń prawa, a potem próbowały ukryć się między osobami manifestującymi.
Ze stołeczną komendą zgadza się też szefowa warszawskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor. - Zupełnie nie zgadzam się z organizatorami Marszu Niepodległości - mówi nam. - Nie wyobrażam sobie tak dużego marszu bez udziału policji, której celem i konstytucyjnym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom zgromadzenia i niedopuszczenie do zakłócenia spokoju przez osoby nie będące jego częścią.
Jak dodaje Gawor, "organizator odpowiada za swoich uczestników i jeżeli ma służby porządkowe, to niech one pilnują, żeby uczestnicy trzymali ręce przy sobie". - Jeżeli wie, że będzie miał na swoim zgromadzeniu takie osoby, które agresywnie reagują na policję, to nie powinien apelować do policji, żeby jej tam nie było, tylko do tych uczestników, aby zachowywali się zgodnie z przepisami. Inaczej także w zwykłym codziennym życiu przyjmiemy logikę "lepiej niech policjanci zejdą z ulicy, bo komuś by się mogło to nie spodobać. Człowiek jest spokojny, ale jak przechodzi, widzi policjanta, to rośnie w nim agresja" - mówi.
Szefowa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego dodaje, że przy tak licznym marszu, jak Marsz Niepodległości, "policja dba, żeby dynamicznie wyłączyć ulice, a potem przywrócić na nich ruch". - Byłabym zdziwiona, gdyby takie zgromadzenie odbyło się bez zabezpieczenia miejsca zgromadzenia przez policję - mówi.
1 listopada 2012 r. podczas Marszu Niepodległości w centrum Warszawy doszło do zamieszek. W stronę zabezpieczających demonstrację policjantów poleciały kamienie i kostka brukowa. Policja użyła broni gładkolufowej i gazu pieprzowego, na komisariat po opanowaniu sytuacji trafiło 176 osób, z których 21 zatrzymano.
W akcji rany odniosło 22 policjantów. Straty materialne policji wyniosły ok. 64 tys. zł, a straty w mieniu komunalnym 20 tys. zł. Koszt sprzątania ulic Warszawy po marszu wyniósł kolejne 30 tys. zł.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!