Samantha Geimer mówiła w programie Tomasza Lisa w TVP2 m.in. o tym, dlaczego zdecydowała się spisać swoje wspomnienia w książce. - Teraz, gdy kolejny raz znajdę się na czołówkach wiadomości, mój punkt widzenia będzie dostępny dla wszystkich, którzy chcieliby go poznać - zaznaczyła.
Dopytywana przez Lisa, jak po ponad 30 latach udało jej się tak szczegółowo odtworzyć to, co stało się feralnej nocy, powiedziała: - Miałam wtedy prawie 14 lat. Nie sądzę, żebym pamiętała to tak dobrze, gdybym nie musiała tego tyle razy powtarzać - raz policji, raz śledczym, raz ławie przysięgłych... Byłam zmuszona wiele razy to opowiadać zaraz po zajściu. I to właśnie scementowało moją pamięć.
- W książce pisze pani: "prawie nie pamiętam, co się wydarzyło po powrocie do domu rodziców, ponieważ byłam pod wpływem narkotyków". Zastanawiam się, jak mając trudności z przypomnieniem sobie, co działo się potem w domu rodziców, zarazem doskonale pamięta to, co wydarzyło się wcześniej, w domu Jacka Nicholsona - zauważył Lis.
- To całkiem proste. Od początku tamtego wieczoru, w drodze na policję, do szpitala, na posterunku, pytano mnie, co zaszło w domu Jacka Nicholsona. Nikt nie pytał mnie, co stało się po powrocie do domu rodziców. A kiedy dowiedziała się o wszystkim moja mama, to był naprawdę szok i trauma. Wszyscy tak się niepokoili, cała rodzina była w swoistym szoku i później miała kłopoty z przypominaniem sobie fragmentów tamtego wieczoru - wyjaśniała Geimer.
- To, co stało się z Romanem w domu Jacka Nicholsona, było zdarzeniem bardzo nieprzyjemnym, ale krótkotrwałym. A reszta tego wieczoru, następny tydzień, rok... to był nieprzerwany ciąg nieprzyjemnych zdarzeń. Nawet tamtej nocy, w szpitalu, uważali że kłamię. A przecież ja nie chciałam nikomu opowiadać, nie chciałam, żeby moja mama się dowiedziała, powtarzać raz po raz tej historii - powiedziała Geimer.
- Sprawa wyszła na jaw, ponieważ pani siostra przypadkiem usłyszała, jak rozmawia pani o wszystkim ze swoim chłopakiem. Czy gdyby nie przekazała tego pani mamie, nikt by się o sprawie nie dowiedział? - pytał Lis. - Nie sądzę, bym kiedykolwiek powiedziała mamie. Nawet w tak młodym wieku wiedziałam, że wywoła to jakieś reperkusje. A ja się bałam, nie wiedziałam, co robić, było mi głupio, bo niektóre z rzeczy, które robiłam - to picie szampana i połknięcie tabletki - sprawiły, że czułam się trochę winna, jakbym to ja zrobiła coś złego. Dlatego prawdopodobnie utrzymałabym to w tajemnicy - przyznała Geimer.
Pytana, czy uważa, że byłoby lepiej, gdyby jej matka nie zgłosiła sprawy policji, Geimer odparła: - W tamtym czasie uważała, że byłoby lepiej. Ale ona była moją matką, co innego miała zrobić? Zrobiła to, co musiała zrobić i rozumiem ją, nawet jeżeli z tego powodu ucierpieliśmy.
Geimer zaznaczyła, że wybaczyła Polańskiemu i wie, że on żałuje tego, co zrobił. Pytana, czy chciałaby się kiedyś z nim spotkać, przyznała: - Wielokrotnie mnie o to pytano. Nie wiem, czy chciałabym. Z pewnością byłoby to niezręczne, ale być może wynikłoby z tego coś pozytywnego. Ale nie sadzę, abym miała taką okazję, więc nie tracę czasu na jałowe rozważania.
W 1977 r. Romana Polańskiego oskarżono o to, że w 1977 r. w willi Jacka Nicholsona podał prawie 14-letniej Samancie narkotyk i dokonał na niej gwałtu. Reżyser tłumaczył, że seks odbył się za jej zgodą, ale w Kalifornii stosunek z osobą małoletnią uznawany jest za tzw. gwałt w prawnym znaczeniu. Reżyserowi groziła za to kara do 50 lat więzienia.
Podczas postępowania sądowego w Los Angeles Polański przyznał się do seksualnego wykorzystania nieletniej. Przed ogłoszeniem wyroku uciekł jednak do Francji. Od tamtej pory jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości. We wrześniu 2009 roku, na podstawie amerykańskiego nakazu, Romana Polańskiego zatrzymano na lotnisku w Zurychu, jednak w lipcu 2010 roku został zwolniony z aresztu domowego, gdyż ostatecznie władze Szwajcarii nie zdecydowały się na jego ekstradycję do USA. O umorzenie sprawy Polańskiego zwracała się do amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości Geimer, tłumacząc, że oszczędzi to cierpień zarówno jej samej, jak i jej rodzinie. Kobieta napisała książkę pt. "Dziewczynka. Życie w cieniu Romana Polańskiego". Pisze w niej m.in.: "Tego dnia w Los Angeles w 1977 roku, kiedy Polański wziął mnie do swojego samochodu, żeby zrobić mi zdjęcia, które - jak mówił - robi dla francuskiego 'Vogue'a' - nie nosiłam biustonosza, bo miałam jeszcze dziecięcą budowę. Miałam za to wiele zapału do pomocy, bo byłam dzieckiem. Robiłam to, o co mnie prosił, bo byłam dzieckiem, wzięłam Quaalude i popiłam szampanem, weszłam razem z nim do jacuzzi, bo mnie poprosił. Zdjęłam ubrania, bo byłam dzieckiem, a on osobą dorosłą, nie zauważyłam wtedy nawet, że zaczyna dziać się coś, czego nie rozumiałam. W pewnym momencie powiedziałam nawet, że chcę do domu, ale moje prośby napotkały się z odmową, nie chciałam seksu - jednak stało się, i nie wiedząc nawet o tym - padłam ofiarą gwałtu."
Chcesz na bieżąco otrzymywać najważniejsze informacje? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!