Zespół do wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Maciej Lasek wydał dzisiaj oświadczenie . "Jeden z kluczowych dowodów na potwierdzenie zamachu smoleńskiego został sfałszowany poprzez obróbkę zdjęcia w komputerze oraz wykorzystany przez członka zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza, prof. Wiesława Biniendę do argumentacji o rzekomym zamachu bombowym na samolot Tu-154M" - czytamy w oświadczeniu.
Rozmawiamy z Edwardem Łojkiem z zespołu Macieja Laska o szczegółach ujawnienia przez komisję fałszywej fotografii.
Specjalista ds. operacji lotniczych i członek zespołu Laska Edward Łojek: - Nie potrzeba było dużo wysiłku, żeby wpaść na to fałszerstwo. Wbrew temu co było mówione, mamy zdjęcia z miejsca katastrofy. Jest ich ponad 1 tys. Śledzimy to, czym zajmuje się zespół parlamentarny i o fałszerstwie wiedzieliśmy od dosyć dawna. Fotografia jest stara, pochodzi z prezentacji prof. Wiesława Biniendy, który głosił, że samolot przeleciał nad brzozą, nie dotykając jej. Fotografia miała być dowodem, że nie jest zniszczona trzecia sekcja slotu. A dodatkowo wyrwany środek skrzydła miał sugerować wybuch. Na tym zdjęciu tył skrzydła jest zamalowany, tam nie ma też otworu, który można znaleźć na prawdziwej fotografii.
Choć to wiedzieliśmy, nie robiliśmy sensacji uważając, że osoby, które popierają te teorie, wycofają się z nich, zachowując w jakiś sposób twarz. Apelowaliśmy też, że jeśli zespół parlamentarny ma jakieś dowody popierające ich hipotezy, to powinni zwrócić się do prokuratury lub Komisji Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego. Czekaliśmy, dając im szansę na wycofanie się z tego typu twierdzeń. Ale teraz stwierdziliśmy, że już dłużej czekać nie możemy. Tym bardziej że jesteśmy atakowani. Stwierdziliśmy, że zaczniemy pokazywać takie fakty, z którymi ciężko będzie się im zmierzyć.
- Nie. Nie mieliśmy podstaw, żeby to robić. Od dawna mówimy, że nie chcemy prowadzić dyskusji z politykami, czy toczyć medialnej walki. Ale pan Binienda będąc w prokuraturze odmówił podania jakichkolwiek informacji nt. jego prezentacji, która ma udowadniać, że to samolot ma ścinać w każdym wypadku brzozę. Na podstawie tego zdjęcia jest u niego w prezentacji zrobiona cała animacja. To manipulacja faktami.
- W tej chwili nie ma żadnych faktów potwierdzających jakąkolwiek teorię zamachową. Na pewno wyklucza teorię, że samolot nie zderzył się z brzozą i wyklucza teorię, że wybuch nastąpił w skrzydle samolotu, uszkadzając to skrzydło w centralnej części. Oryginalne zdjęcie można wziąć pod lupę i wyraźnie popatrzyć na miejsca, które są uszkodzone mechanicznie. Całe skrzydło, na całej długości jest uszkodzone i nie ma tam żadnych śladów wybuchu. Czy tam ktoś znajdzie jakikolwiek element osmolony, okopcony, poddany działaniu wysokiej temperatury? Nie. Tam są tylko uszkodzenia mechaniczne.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!