Będący już na ostatniej prostej projekt karty warszawiaka Jacek Żakowski określił w Poranku Radia TOK FM mianem kontrowersyjnego. - Wielu warszawiaków dopominało się o kartę, żeby dołożyć słoikom. Żeby płacili więcej za komunikację i inne dobra, skoro nie płacą tu PIT-u - mówił publicysta. Karta ma uprawniać do zniżek w komunikacji miejskiej czy instytucjach kultury. Będą ją mogli wyrobić mieszkańcy stolicy, którzy płacą w niej podatek.
- Mamy do czynienia z ryzykownym eksperymentem, który rząd powinien zatrzymać, zabraniając gminom różnicowania obywateli - podkreślił Żakowski. - Płacimy podatki w Polsce. PIT jest marginesem systemu podatkowego. Dzielenie Polaków na tutejszych i nietutejszych będzie prowadziło do wzrostu napięć i dalszego spadku zaufania społecznego - wskazywał publicysta.
Żakowski przyznał, że karta może wydawać się rozwiązaniem racjonalnym. Jednak wcale tak nie jest. - Zwłaszcza w takim mieście jak Warszawa, które odnosi ogromne korzyści z tego, że jest stolicą kraju. I żadnej licencji za stołeczność ojczyźnie nie płaci - mówił publicysta "Polityki".
Jednak zdaniem prowadzącego Poranek Radia TOK FM, trudno będzie spokojnie porozmawiać o karcie warszawiaka przed planowanym na połowę października referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Ale zaraz po referendum, rząd powinien się tym zająć. Czy chcemy dzielić Polskę na księstewka? Warszawskie, krakowskie, kaliskie księstewko może być, albo słupskie. Z obywatelstwem lokalnym, z upośledzeniem tych, którzy go nie posiadają. To powrót do średniowiecza - zakończył Żakowski.
Jak czytamy na stronach warszawskiego magistratu, dzięki karcie warszawiaka osoby płacące podatki w stolicy, zapłacą mniej za bilety długookresowe. Przykład? W przyszłym roku bilet 30-dniowy będzie kosztować 110 zł (obecnie 100 zł), a w ramach karty warszawiaka tylko 98 zł. Zniżki w granicach 10-20 proc. obejmą także niektóre teatry, muzea czy pływalnie. Urząd miasta zaznacza, że karty honorować chcą także niektóre prywatne firmy.