"Gotowość do dyskusji jest cnotą. Tej cnoty bardzo nam brakuje". Dlaczego zamiast dyskutować walczymy?

Smoleńsk, aborcja, związki partnerskie. Zamiast dyskusji - połajanki i retoryczne wojenki. - Ludzie niezwykle wrogo reagują na inne poglądy, niż ich własne. Sam fakt, że ktoś mówi inaczej, patrzy na świat z innej perspektywy, powoduje ataki złości i niechęci - mówi w rozmowie z Tokfm.pl dr Bogdan Dziobkowski, filozof z UW.

- Spotkanie z ekspertami Macierewicza? Próba przekonania ich? Sąd boży? Może zróbmy jeszcze zapasy w kisielu - ironizował w kwietniu w Radiu RMF FM Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Oddając dyskusję medialną walkowerem, oddajecie walkowerem Polskę - zarzucała mu w ubiegły poniedziałek w programie Tomasza Lisa Barbara Nowacka, córka posłanki Izabeli Jarugi-Nowackiej, która zginęła pod Smoleńskiem.

Tych walkowerów jest więcej. Ostatnio poddali się prof. Andrzej Nowak, historyk z UJ i Władimir Kirianow, szef "Rosyjskiego Kuriera Warszawy", którzy wyszli ze studia podczas programu Bronisława Wildsteina w TV Republika. - To miała być dyskusja, a nie wygłaszanie referatów. On tego nie wytrzymał, wstał i pożegnał się - mówił o Nowaku Kirianow w Radiu TOK FM .

Czy Polacy nie potrafią już dyskutować?

Krzysztof Lepczyński: Rozmawiać czy nie rozmawiać?

Dr Bogdan Dziobkowski, filozof z UW: - Gotowość do rozmowy, sokratejska cnota polegająca na tym, że jesteśmy gotowi wsłuchiwać się w racje drugiej strony, jest fundamentem europejskiej cywilizacji. Jestem zwolennikiem rozmowy.

Mówi pan o racji drugiej strony. Często jednak słyszymy, że druga strona nie ma racji. Więc nie ma czego słuchać.

- To założenie, jeśli przyjmuje się je na wstępie rozmowy, jest bardzo szkodliwe. Niestety, w Polsce rzeczywiście często tak się myśli. Czasami angażuję się w sprawy lokalne, biorę udział w konsultacjach społecznych. Rozmawia się naprawdę bardzo trudno, nawet o drobnych sprawach: posadzeniu drzewa czy założeniu zieleńca. Ludzie niezwykle wrogo reagują na inne poglądy, niż ich własne. Sam fakt, że ktoś mówi inaczej, patrzy na świat z innej perspektywy, powoduje ataki złości i niechęci.

Skąd ta niechęć do dyskusji?

- Przypuszczam, że to pozostałość komunizmu. Wciąż w wielu z nas tkwi przekonanie, że jest jedno słuszne rozwiązanie wszystkich kwestii. Że powinna być jakaś wiodąca myśl. W USA czy Europie Zachodniej wygląda to inaczej. Tam te sokratejskie cnoty są dużo częściej spotykane niż u nas.

Czy można w ogóle powiedzieć, że dyskusja jest bez sensu?

- Nawet, gdy nie jest konkluzywna, sam fakt dyskusji jest ważny. Podkreślał to amerykański filozof Richard Rorty. Mówił, że nie jest istotne, czy się dogadamy. Kluczowa jest gotowość do rozmowy. Możemy się rozejść bez zmiany swoich stanowisk, ważne, że chcemy dyskutować z drugą stroną. Ta dyskusja otwiera nas na innych. Uzmysławia, że świat jest niezwykle złożony, że ścierają się w nim różne wizje i poglądy. Zaniechanie dyskusji prowadzić będzie w kierunku tyranii. Bo co nam pozostanie, gdy przestaniemy ze sobą rozmawiać? Przemoc werbalna a w kolejnych etapach przemoc fizyczna.

Powinno się więc rozmawiać z każdym?

- Nikt rozsądny nie twierdzi, że można rozmawiać z każdym. Są pewne granice. Nie rozmawiamy z osobami, które nawołują do przemocy. Z tymi, które propagują totalitarne ideologie. To są te granice.

Ta granica dzisiaj obejmuje też osoby, które naszym zdaniem nie mają racji. Obawiamy się, że rozmową zbudujemy ich autorytet.

- Pan mówi, że samo podjęcie dyskusji z pewną osobą legalizuje poglądy tej osoby. Pokazuje, że poglądy te są warte dyskusji. Nie widzę w tym żadnego niebezpieczeństwa. Nie powinniśmy na samym wstępie wykluczać z rozmowy pewnych osób tylko dlatego, że ich stanowisko w jakieś sprawie uważamy za zwariowane. Na przykład, w historii nauki bardzo często idee, które początkowo wydawały się kompletnym wariactwem, potem okazywały się istotnym wkładem w rozwój wiedzy. Oczywiście, w wyniku dyskusji możemy pokazać, że druga strona głosi tezy, które są nie do utrzymania, czy wręcz są absurdalne. Ale pokażmy to w dyskusji, nie wykluczajmy takich osób już na samym wstępie.

Pamiętajmy też, że nie wszystkie problemy są rozstrzygalne. Nie da się rozstrzygnąć, czy płód jest człowiekiem. Nie da się rozstrzygnąć, czy transplantacja jest zła czy dobra. To nie są kwestie, co do których można spodziewać się ostatecznych naukowych rozwiązań. Natomiast problem, czy obiekt A, który porusza się z pewną prędkością i następnie uderza w obiekt B, może być zniszczony w takim lub innym stopniu, to jest zagadnienie stricte naukowe. Można usiąść przy stole, spokojnie je przeanalizować i dojść do jakiegoś racjonalnego rozstrzygnięcia.

Mówił pan o kulturze europejskiej. Czy z naszą kulturą wypowiedzi w ogóle do niej przynależymy?

- Daleko nam jeszcze do niej. Nasza rzeczywistość odbiega od rzeczywistości europejskiej. Silne emocje, które wybuchają przy różnych kwestiach, są często bardzo przesadzone.

Musimy więc modernizować nie tylko drogi, ale i dyskusję?

- Przede wszystkim powinniśmy modernizować sposób, w jaki rozmawiamy ze sobą. Nie łudzę się, że to się szybko zmieni. Ale powinniśmy się tego uczyć, bo gotowość do dyskusji jest cnotą. I tej cnoty bardzo nam brakuje.

Więcej o: