- To, czego się dowiedzieliśmy, jest przerażające. Zacietrzewieni politycy są w stanie frymarczyć najgłębszymi uczuciami ludzi, którzy zostali głęboko zranieni w wyniku tej katastrofy, bo zginęli ich bliscy - dodał, odnosząc się do publikacji zeznań ekspertów Antoniego Macierewicza. - To jest nieodpowiedzialne z punktu widzenia interesów państwa, ponieważ oni sugerowali, że polskie władze były w spisku z Putinem - ocenił Smolar.
Politolog dodał, że możliwość swobodnego działania takich osób jak Wiesław Binienda i Jan Obrębski wskazują na problemy z wzajemną kontrolą naukowców. - Poziom nauki zależy w bardzo dużym stopniu od dyscypliny, którą naukowcy są w stanie narzucić kolegom. Nie poprzez sądy i władzę, ale przez wzajemną kontrolę - wyjaśnił.
- Tu widzimy kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie ludzi z tytułami naukowymi, a środowisko reaguje z dużym opóźnieniem i bardzo słabo, podczas gdy z punktu widzenia autorytetu nauki wymaga to bardzo radykalnego odcięcia się i potępienia - stwierdził.
Smolar dodał, że to, że eksperci Macierewicza "opowiadają takie brednie, świadczy o ich poziomie". - Ludzie z tytułami naukowymi często nie są zbyt mądrzy. Można być pracowitym, zarobić na tytuły, a równocześnie nie reprezentować wysokiego poziomu odpowiedzialności za kraj, odpowiedzialności moralnej i wysokiego poziomu intelektualnego - mówił w rozmowie z Moniką Olejnik.
Smolar stwierdził także, że nie wie, czy zachowanie Antoniego Macierewicza nie jest "wyrazem jego osobistej paranoi". - Niewątpliwie on chce pobudzić zbiorową paranoję w polskim społeczeństwie. Pobudzanie stanów chorobowych w społeczeństwie jest niezwykle niebezpiecznym, nieodpowiedzialnym zachowaniem - powiedział.
Prezes Fundacji Batorego nazwał "bredniami" słowa Macierewicza, który w czasie jednego ze spotkań tłumaczył, że incydent gruziński był "pierwszym zamachem". - To jest nieodpowiedzialność tego pana, której on dowodzi od 20 lat. Przedtem miał niewątpliwe zasługi w opozycji demokratycznej - przypomniał. Wyjaśnił, że po incydencie gruzińskim oskarżenie padło przede wszystkim na ówczesnego prezydenta Gruzji, Michaela Saakaszwilego, "który pozwolił na to, żeby zawieźć polskiego prezydenta na granicę, w niebezpieczną strefę". - To wyglądało na manifestację, żeby przestraszyć świat - przypomniał.
Chcesz na bieżąco otrzymywać najważniejsze informacje? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!