34-latek przebywa w więzieniu i nie będzie miał bezpośredniego kontaktu z pracownikami uczelni. O tym, że chce studiować, poinformował już w lipcu. Wykładowcom ten pomysł się nie spodobał, ale rektor uczelni powiedział, że musi trzymać się przepisów, a według nich każdy ma prawo do studiowania.
- Braliśmy pod uwagę dylematy moralne, jednak potraktowaliśmy zgłoszenie Breivika jak każde inne. Nie znaczy to jednak, że nie mamy świadomości żalu i gniewu - mówił rektor uniwersytetu. - Nasza decyzja pokazuje jedynie, że wartości, które wyznajemy, są znacząco odmienne od jego wartości - dodał i podkreślił, że w żadnym wypadku morderca nie będzie miał dostępu do uczelnianego kampusu.
Podobnego zdania jest Knut Bjarkeid, szef więzienia, w którym Breivik odsiaduje karę. - Zawsze będziemy dążyć do tego, żeby więźniowie uzyskali wykształcenie. Chodzi o to, by mogli dostać pracę, gdy wyjdą na wolność - mówił Bjarkeid.
22 lipca 2011 r. 32-letni wówczas Norweg Anders Breivik, prawicowiec o rasistowskich poglądach, zdetonował bombę w pobliżu rządowego budynku w Oslo, zabijając 8 osób, a następnie wymordował 69 osób na wyspie Utoya, gdzie odbywał się zjazd młodzieżówki rządzącej w Norwegii Partii Pracy. Tłumaczył swoje działania obawą przed wielokulturowością oraz islamizacją Europy. Został skazany na co najmniej 21 lat więzienia, kara może być przedłużana. To maksymalny możliwy wyrok przewidziany w norweskim prawie.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o sytuacji za granicą? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!