"Jak komuś ściągają gacie, ale ten ma w ręku bombę, to przyzwoity człowiek nie odwraca wzroku"

WikiLeaks opublikował ściągnięty z Facebooka profil nacjonalisty Przemysława Holochera, jednego z liderów Ruchu Narodowego. Ewa Siedlecka z "Gazety Wyborcze" broniła go, argumentując, że nikt nie ma prawa zaglądać nikomu do jego prywatnej korespondencji. Tymczasem według Piotra Żytnickiego ujawniona korespondencja to "nie rozmowy o żonach i dzieciach", ale działalności ONR, od której "włos może się zjeżyć na głowie".

Portal WikiLeaks opublikował prywatne rozmowy Holochera z jego żoną i innymi członkami Ruchu Narodowego. Część z ujawnionych materiałów wzbudziła sporo kontrowersji. Niedługo po publikacji działacz oświadczył, że "po licznych przemyśleniach podjął decyzję o rezygnacji ze stanowiska członka Rady Decyzyjnej Ruchu Narodowego".

"Wtargnięcia w prywatność nie można usprawiedliwiać"

Dziennikarka "GW" Ewa Siedlecka skrytykowała mocno publikację prywatnych rozmów Holochera. "Materiał to zapewne bardzo smaczny. Tylko że przyzwoity człowiek nie powinien się nim zajmować. Przyzwoity człowiek, widząc, jak komuś ktoś inny złośliwie ściągnie majtki, odwraca wzrok" - przekonywała.

Według niej "obywatelska inwigilacja nie jest bardziej moralna od inwigilacji państwowej". "Lustracja Przemysława Holochera na podstawie wykradzionej mu prywatnej korespondencji jest tak samo obrzydliwa jak upublicznianie prywatnych rozmów nagranych podstępnie telefonem komórkowym. Holocher nie jest funkcjonariuszem władzy (...). A więc wtargnięcia w jego prywatność nie można usprawiedliwiać (jak robiono to np. w przypadku 'taśm Serafina') wynikającym z zasad demokracji prawem społeczeństwa do kontroli władzy" - argumentowała.

"Szczeniackie wygłupy czy dowód na obsesyjną nienawiść?"

Odpowiedział jej redakcyjny kolega , Piotr Żytnicki, który usprawiedliwia zainteresowanie mediów opublikowanymi materiałami: "Siedlecka pisze, że jak komuś ściągają gacie, to przyzwoity człowiek odwraca wzrok. A jeśli obnażony ma w ręku bombę, to też mamy odwrócić wzrok?". I tłumaczy, że przecież hakerzy nie są dziennikarzami, a to dziennikarzy zadaniem jest każdy materiał traktować jak źródło informacji, "poddać analizie i wyłuskać to, co z punktu widzenia interesu społecznego jest ważne".

Dziennikarz dalej przytacza wyjątek z jednej z rozmów Holochera, w którym opisuje, jak chciałby "udawać aresztowania lewaków, a potem ich mordować". "Szczeniackie wygłupy? Czy dowód, że na czele Ruchu Narodowego stoją osoby obsesyjnie nienawidzące ludzi o innych poglądach? Gdy 11 listopada zapowiadali 'obalenie republiki Okrągłego Stołu', 'budowę siły, której boją się lewaki i pedały', a tłum krzyczał: 'Zawisną!' - 'Gazeta' biła na alarm. Teraz nie powinna?" - pyta Żytnicki.

Więcej o: