To kolejna już próba zahamowania wycieku zatrutej wody do morza od czasu trzęsienia ziemi i tsunami w 2011 roku. Kolejne wycieki pogłębiły kryzys, z którym kompletnie nie radzi sobie właściciel elektrowni, firma Tokyo Electric Power Co.
- Przejmujemy kontrolę - powiedział premier Shinzo Abe. - Świat obserwuje, czy potrafimy zarówno poradzić sobie z zatrutą wodą, jak i z rozbrojeniem elektrowni. Japoński rząd zamierza wydać 470 milionów dolarów do końca 2014 roku na dwa projekty - budowę bariery lodowej i specjalny system usuwania większości radioaktywnych materiałów z wody.
Lodowa ściana skonstruowana z zespołu cienkich rur zawierających chłodziwo o temperaturze minus 40 st. Celsjusza zamrozi grunt do głębokości 30 m. W ten sposób eksperci chcą zablokować wyciek wody z okolic fabryki. Ściana będzie kosztowała 300-400 mln za instalację plus roczny koszt konserwacji urządzenia. Projekt ma zostać ukończony w 2015 r.
TEPCO pompowała wodę do reaktorów, żeby chłodzić nuklearne rdzenie, które stopiły się po tym, jak tsunami i trzęsienie ziemi spowodowały wyłączenie systemu chłodzenia w elektrowni. Firma wybudowała 1000 bunkrów utrzymujących 335 tys. tony zanieczyszczonej wody. Codziennie przybywa jednak 400 ton. TEPCO konstruuje także przybrzeżną ścianę złożoną ze stalowych paneli wzdłuż wybrzeża, żeby zanieczyszczenia nie wydostawały się w stronę morza. Elementy radioaktywne w większości zostały w zatoce, ale eksperci informują o "gorących punktach" pełnych osadów zanieczyszczonych radioaktywnym cezem.
Doniesienia o kolejnych problemach w Fukushimie pojawiły się w najgorszym momencie dla rządu w Tokio - na finiszu starań Japonii o przyznanie organizacji igrzysk olimpijskich w 2020 r. Rywalami azjatyckiego kraju są Stambuł i Madryt. Oba miasta jednak mają swoje problemy - zamieszki w Turcji i ogromny kryzys gospodarczy w Hiszpanii. Tokio promuje siebie jako wiarygodnego organizatora.
Specjalista ds. energetyki prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej jest sceptyczny co do szans opanowania sytuacji w Fukushimie: - W elektrowni jądrowej jest tak, że jak się straci na nią kontrolę, to się naprawdę traci - mówi - Nie ma eksperta, który by wiedział co tam tak naprawdę się dzieje. Koszty, które poniesie gospodarka japońska będą niewyobrażalne.
Jego zdaniem sytuacja będzie trudna do opanowania w ciągu 5-10 lat, zakładając nawet najbardziej pozytywny scenariusz - Nawet jeśli wybudujemy potężne sarkofagi i jakoś zlokalizujemy te wycieki, to przecież tego sarkofagu nie można zostawić. Tego trzeba będzie pilnować następne dekady i setki lat. Za jakiś czas trzeba budować następny sarkofag i następny. To jest zabawa na tysiące lat. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawę z tego, jak poważne konsekwencje ma katastrofa jądrowa - powiedział Mielczarski.