Hartman: "Czarna niewdzięczność wobec świeckich bohaterów naszej wolności przyprawia mnie o mdłości"

- Co znaczy te kilka tysięcy ludzi, którzy coś pisali, drukowali, kolportowali, zbierali pieniądze dla represjonowanych, coś podpisywali albo coś wykładali na nielegalnych zebraniach, a potem siadywali sobie w więzieniach? - zastanawia się Jan Hartman na swoim blogu w portalu Polityka.pl.

Po wywiadzie z Mirosławem Chojeckim i Władysławem Frasyniukiem opublikowanym w "Dużym Formacie" głos w debacie o działaczach "Solidarności" zabiera Jan Hartman. Przypomina, że osoby działające w opozycji - po represjach, jakie ich spotkały w PRL, dziś zapomniani działacze - często żyją w biedzie. "Dawni podziemni drukarze i założyciele "S" w zakładach i regionach, nierzadko więźniowie sumienia - jeśli nie należeli do kręgów inteligencji, bardzo często cenę za swoją odwagę płacą do dziś" - pisze Hartman.

KOR, bibuła, rok 1976

Filozof odnosi się też do podanych przez CBOS wyników badań, z których wynika, że działanie w podziemnych strukturach "Solidarności" deklaruje 800 tys. Polaków . Zadaje w związku z tym pytanie, czy jest to liczba osób, które liczą na rentę kombatancką, czy "profanów", którzy z opozycją niewiele mieli wspólnego. "Wygląda na to, że nie istnieje żadna pamięć społeczna i żaden utrwalony społecznie szacunek dla kilku tysięcy ludzi, którzy w PRL narażali się, prowadząc działalność związkową, wydawniczą lub wspierając represjonowanych" - stwierdza na blogu. Według Hartmana Polacy pamiętają jedynie to, co uświęcone "albo krwią, albo religijną symboliką, a najlepiej jednym i drugim". Ubolewa też nad tym, że dla przeciętnego obywatela rok 1976, KOR czy bibuła to pojęcia nieprzywołujące żadnych skojarzeń.

"Solidarność z Matką Boską w klapie"

W ocenie autora młodsze pokolenia Polaków mają zupełnie wypaczony obraz historii kraju. Po zaborach, przetrwanych dzięki wierze i Kościołowi, Dmowski z pomocą Piłsudskiego przywrócili nam wolność, której potem broniliśmy głównie w powstaniu warszawskim, by stracić ją w PRL-u. Dalej Hartman wylicza: "I tak było do czasu wyboru Polaka na papieża. Dzięki wierze ludu i niezłomności Jana Pawła II oraz ks. Popiełuszki udało się Polakom w 1989 r. przezwyciężyć totalitarny ustrój".

Jeśli w ogóle ktoś pamięta o opozycji, to według filozofa nie o zbiorze pojedynczych osób, które swoimi działaniami przyczyniły się do obalenia ustroju, ale o "Solidarności z Matką Boską w klapie". "Co znaczy te kilka tysięcy ludzi, którzy coś pisali, drukowali, kolportowali, zbierali pieniądze dla represjonowanych, coś podpisywali albo coś wykładali na nielegalnych zebraniach, a potem siadywali sobie w więzieniach?" - pyta.

Hartman stwierdza dalej, że jeśli ktoś przeżył represje i był osobą świecką, to nie ma dla niego miejsca w pamięci zbiorowej, która ma być zawłaszczona przez zabitych i papieża. Nie liczą się więc Kuroń, Geremek i tysiące bezimiennych osób. "Stopień załgania naszych pojęć o przeszłości Polski i czarna niewdzięczność wobec świeckich bohaterów naszej wolności przyprawia mnie o mdłości. Nasza wina, nasza bardzo wielka wina" - podsumowuje Hartman.

Cały tekst do przeczytania na blogu Jana Hartmana.

Więcej o: