30-letni mężczyzna zatelefonował do TOPR-u wczoraj o godz. 17.49. Poinformował, że znajduje się kilka metrów pod najwyższym szczytem Tatr, ale uszkodził sobie nogę i nie jest w stanie samodzielnie zejść. Przygodnie napotkani turyści zostawili mu ciepłą i nieprzemakalną odzież, by się nie wychłodził oczekując na pomoc - podaje RMF FM.
Na pomoc mężczyźnie ruszyło 16 ratowników. Z powodu złych warunków pogodowych w akcji nie mógł zostać użyty śmigłowiec. Po około pięciu godzinach jako pierwszy dotarł do turysty ratownik dyżurujący nad Morskim Okiem.
Ratownikom, którzy ruszyli do akcji w nocy, nie sprzyjała pogoda. Wysoko w górach padał deszcz i było zimno. Widoczność utrudniała gęsta mgła. W nocy w wysokich partiach gór spadł śnieg, zrobiło się ślisko i niebezpiecznie. Z tego powodu ratownicy podjęli decyzję o zniesieniu turysty na słowacką stronę granicy, gdzie szlak jest łatwiejszy.
30-latek trafił do zakopiańskiego szpitala. Jego uraz stawu skokowego nie okazał się zbyt groźny.
Chcesz na bieżąco otrzymywać najważniejsze informacje? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!