Późny triumf nad nazistami. Żydowski kolekcjoner nie pokaże swoich zbiorów w Niemczech

Niemiecki Żyd Werner Merzbacher z Zurychu jest jednym z najbardziej znaczących kolekcjonerów sztuki okresu klasycznego modernizmu. Dotrzymuje przysięgi, że nigdy nie pokaże swojej kolekcji w Niemczech.

Obraz aż wibruje kolorami: granatowe łubiny, czerwone maki, różowe peonie, gerbery, soczyście zielony trawnik i błękitne niebo. "Ogród kwiatów" Emila Noldego jest jednym z 42 obrazów pokazywanych na wystawie "Color Gone Wild" w Muzeum Izraela w Jerozolimie. Ich właścicielem jest handlarz futer i ekspert finansowy z Zurychu Werner Merzbacher, posiadający jedną z najważniejszych na świecie kolekcji dzieł impresjonistów, fowistów i ekspresjonistów.

Dwa aspekty tej kolekcji mają wyjątkowe znaczenie: jak żadna inna kolekcja odzwierciedla ona osobę zbieracza i jego biografię - i jego emocjonalny związek z losami artystów, uważa organizatorka wystawy w Jerozolimie Adina Kamien-Kazhdan.

"Wynaturzona sztuka"

Tak hitlerowscy ideolodzy nazywali sztukę tworzoną na początku XX w. m.in. przez niemieckich ekspresjonistów skupionych w grupach "Der Blaue Reiter" i "Die Bruecke". Ich obrazy, będące wyrazem wolnego artystycznego ducha, ich indywidualności i społecznego zaangażowania, zostały wyklęte, zakazane i zniszczone przez nazistów. Niektórzy z artystów jak Emil Nolde stali się niewidzialni, albo jak Paul Klee - zostali zmuszeni do emigracji. Wielu nie wytrzymało represji, jak Ernst-Ludwig Kirchner. Kiedy naziści w 1937 roku zniszczyli 600 jego obrazów, artysta odebrał sobie życie.

- Tym bardziej frapujące jest, że jego obrazy emanują taką radością życia i optymizmem - opowiada kuratorka wystawy. Po 15 latach udało jej się po raz drugi ściągnąć do Jerozolimy część kolekcji Merzbachera - tym razem przede wszystkim obrazy fowistów i ekspresjonistów.

Odrzuca zapytania z Niemiec

Kto wrzuci do wyszukiwarki hasła "Werner Merzbacher, wystawa, Niemcy", ten dostanie tylko informacje do haseł "Werner Merzbacher" i "wystawa". Z hasłem "Niemcy" nie ma żadnych konotacji, bo jego zbiory jeszcze nigdy nie były pokazywane w Niemczech. I pewnie nie będą, bo kolekcjoner kategorycznie odrzuca wszystkie propozycje wystaw ze strony niemieckich muzeów.

Dzieje się tak za przyczyną najmroczniejszego okresu jego biografii. Werner Merzbacher urodził się w Niemczech, w Heilbronn, w żydowskiej rodzinie lekarskiej. - Jego ojciec Julius Merzbacher czuł się Niemcem, był lubiany i szanowany - do czasu, gdy hitlerowcy nie doszli do władzy - opowiada 85-letni kolekcjoner przy okazji otwarcia wystawy w Jerozolimie.

Zaczęło się szykanowanie i dyskryminacja. Kiedy w czasie Kryształowej Nocy płonęły synagogi i demolowano żydowskie sklepy, rodzice wysłali Wernera wraz z transportem żydowskich dzieci do Szwajcarii, gdzie był już jego brat. - Miało być to tylko na kilka miesięcy - wspomina Merzbacher. Ale chłopcy już nigdy więcej nie zobaczyli rodziców. Matka i ojciec zostali zagazowani w Auschwitz. Wspomnieniem o szczęśliwym życiu rodziny jest kilka starych fotografii i ostatnia kartka z roku 1942: "Mamy nadzieję, że wkrótce wszystko się poprawi. Bardzo Was kocham, Mama".

Ulica imienia Merzbachera

Jeszcze dziś Wernerowi Merzbacherowi trudno jest mówić o utracie rodziców i o jego losie sieroty w Szwajcarii. - O wielu rzeczach starałem i staram się zapomnieć - przyznaje. Inaczej nie byłby w stanie w ogóle pozytywnie i kreatywnie żyć, jak podkreśla. Od czasów wojny tylko kilka razy był w Niemczech: pojechał do Konstancji, na wmurowanie "Stolperstein", upamiętniającego rodziców. Dwa razy był w miejscu, gdzie się urodził, w Oehringen. Tam jedną z ulic nazwano imieniem jego ojca. Odbyło się to jednak nie tak gładko, jak można by pomyśleć. W radzie miasta toczyła się burzliwa dyskusja - opowiadał o niej jeden z nauczycieli, Walter Meister w wykładzie na temat "Oehringen i tutejsi Żydzi". Zastraszająca była bezmyślność i brak jakiegokolwiek wyczucia w gronie włodarzy miasta - twierdzi Meister.

Ratunek w sztuce

Dość długo trwało, zanim Werner Merzbacher zawarł z Niemcami swój wewnętrzny pokój. Przebaczył im, ale niczego nie zapomniał. Pomogła mu w tym sztuka. - Mój optymizm i radość życia były pogrzebane pod gruzami, zanim nie zobaczyłem tych kolorów - wyjaśnia. Tym gorętsza rozwinęła się w nim kolekcjonerska pasja.

- Nie znam drugiego takiego człowieka, który tak identyfikowałby się ze swoją kolekcją - przyznaje Adina Kamien-Kazhdan. Zna Merzbachera od czasów pierwszej wystawy w Izraelu w 1998 roku. Jego kolekcja jest jak autoportret - pokazuje, jak zmieniał się z upływem lat. - Na początku zbierał obrazy bardzo mroczne w nastroju.

I dodaje swoją interpretację jego stosunku do sztuki: "Sztuka, artyści i kolekcjoner wspólnie triumfują nad nazistami - koniec końców zwyciężył humanitaryzm".

Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''

embed