Ostatnie incydenty sprawiły, że na czołówki gazet powraca problem pseudokibiców. Po bójce na gdyńskiej plaży, gdzie starli się kibole z Chorzowa oraz marynarze z Meksyku, głos zabrał Bartłomiej Sienkiewicz. - Mamy do czynienia z problemem bandytyzmu, który nazywa siebie kibicami - mówił minister spraw wewnętrznych.
- Poradzenie sobie z tym zjawiskiem musi się odbywać w pewnym ciągu, w którym policja, wojewodowie, samorządy, prokuratura i władze klubów są jednym frontem - podkreślał Sienkiewicz. - Na miłość boską, panie ministrze, co pan bajdurzy. Ile razy można napiąć muskuły jak na jakichś pokazach kulturystycznych - krytykował w Poranku Radia TOK FM Jan Wróbel .
Renata Kim z "Newsweeka" przypomniała, że jeszcze w maju Sienkiewicz mówił do skinheadów: "idziemy po was" . - Marsz do Białegostoku, który powinien trwać trzy godziny, trwa znacznie dłużej i jakość nie może dopaść tych kiboli - zastanawiała się Kim. - To nie takie proste - zauważyła dziennikarka.
Dlaczego walka z pseudokibicami jest taka trudna? W środowisku piłkarskim istnieje rozległa siatka interesów biznesowych, w którą wpleceni są również kibole. - Nikomu się nie opłaca ostateczna rozprawa z kibicami. Klub robi interesy z Litarem [szefem stowarzyszenia kibiców Lecha Poznań - red.], a jak już nie może, robi interesy z jego narzeczoną. To siatka zależności i interesów - mówiła Kim. - Żeby okiełznać kiboli, musi być powszechna wola wszystkich grup, które mają z nimi do czynienia. Sam marsz po nich nie wystarczy - podkreśliła dziennikarka.
Jeszcze bardziej krytyczna względem ministra Sienkiewicza była Anna Gielewska z "Wprost". - Zamiast hasła "idziemy po was", powinno być "chcieliśmy dobrze, wyszło jak zawsze" - stwierdziła dziennikarka. - Sienkiewicz idzie w stronę budowania sobie wizerunku szeryfa. Na początku to było dobrze odbierane, zyskał dużo pochlebnych komentarzy. Jednak kolejne występy retoryczne ministra zakrawają na groteskę - mówiła Gielewska, zdaniem której przeciętny Polak przed telewizorem nie zrozumie nawet, o co chodziło w pokrętnej wypowiedzi ministra.
- My od lat nie jesteśmy w stanie systemowo, jako państwo, poradzić sobie z problemem nie tylko kibolstwa, ale i zorganizowanej przestępczości. Nie wiem, dlaczego. Pewnie to wypadkowa braku pomysłu, woli politycznej, ciągle obcinanych pieniędzy - zauważyła dziennikarka, przypominając fatalną kondycję finansową policji.
Rafał Woś z "Dziennika Gazety Prawnej" tłumaczył, że państwo nie radzi sobie ze stojącymi przed nim zadaniami, gdyż jego struktury są słabe. Problemem jest też samo podejście rządzących. - Co jakiś czas któryś polityk dochodzi do wniosku: muszę pokazać, że ten problem rozwiązuję - mówił Woś. - Przykład z kibicami, krucjatą Tuska przeciwko dopalaczom, przeciwko pedofilom. Prof. Ewa Łętowska powiedziała, że to przypomina sposób robienia polityki w PRL. Dokładnie tak samo działał premier Cyrankiewicz w latach 60. - zauważył dziennikarz.
- Kiedyś wyrzucono konduktorkę z pociągu - opowiadał Woś. - Powstało oburzenie społeczne, premier Cyrankiewicz powiedział: "trzeba zrobić ustawę zabraniającą wyrzucania konduktorek z pociągu". Na co prawnicy odpowiedzieli: "ale jest już taka ustawa zabraniająca wyrzucania kogokolwiek z pociągu". "Nie, trzeba zrobić specjalną ustawę", naciskał Cyrankiewicz. Tak samo działa rząd Tuska, w przypadku dopalaczy, pedofilii, może też kibiców.
- Prawo robione ad hoc, na zasadzie pospolitego ruszenia, jest złym prawem. To tworzy prawny chaos, powstają akty specjalnie do rozwiązania jakichś kwestii, które dublują istniejące rozwiązania - zauważył Woś. - Takimi rzeczami trzeba się zajmować nie od przypadku do przypadku, ale cały czas - powiedział dziennikarz.
- Problem kibiców w Polsce nie jest kwestią racji stanu, są ważniejsze problemy, którymi powinien zajmować się premier i ministrowie - podkreślił Woś. - To jest kwestia bezpieczeństwa, czyli zadanie policji. Ona powinna się tym zajmować w trybie ciągłym, minister Sienkiewicz nie musi chodzić po kogokolwiek - zaznaczył dziennikarz.