Wczoraj internet obiegło wideo, na którym norweski premier Jens Stoltenberg prowadzi taksówkę incognito i rozmawia z pasażerami .
Niedługo po tym, jak film zdobył popularność, okazało się, że nie wszystko w nim było naturalne i spontaniczne. Norweski tabloid "Verdens Gang" dowiedział się, że część "przypadkowych" pasażerów auta premiera została opłacona przez agencję organizującą nagranie.
W rozmowie z "Verdens Gang" (VG) Stoltenberg stwierdził, że podczas nagrania nie wiedział o tym, że część pasażerów została opłacona. Zaręczał też, że choć pasażerowie wiedzieli, że będą brać udział w reklamówce Partii Pracy, nie mieli pojęcia, że za kierownicą taksówki będzie siedział on sam.
To, że część pasażerów została opłacona (każdy z piątki dostał po 500 koron, nikt nie musiał też płacić za kurs), przyznała też sama Partia Pracy. Rzeczniczka stronnictwa Pia Gulbrandsen również zapewniała, że "przypadkowi" pasażerowie nie wiedzieli, kogo spotkają w taksówce. Wiedzieli tylko, że będą nią jechać, a ich reakcja na niespodziewane ujawnienie tożsamości przez premiera była spontaniczna.
Właścicielem firmy PR-owej, która nakręciła reklamówkę jest kolega premiera, Kjetil Try. Szef agencji stwierdził, że casting do filmu był konieczny, aby mieć pewność, że pasażerowie będą we właściwym miejscu we właściwym czasie, aby można było ich nakręcić, i aby reprezentowali różne grupy norweskiego społeczeństwa.
Film z udziałem Stoltenberga, w którym podkreśla on, że siada za kierownicą taksówki, by posłuchać, co zwykli ludzie mają do powiedzenia, szybko stał się hitem w internecie. Teraz może to jednak obrócić się na niekorzyść Stoltenberga.
Sprawujący urząd od 2005 r premier chciał nim podratować bardzo kiepskie sondaże swojej partii - według najnowszych danych Partia Pracy przegrywa z opozycją na niecały miesiąc przed wyborami 9 września - podkreśla Sky News .
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!