Al-Kaida działa już od 25 lat. Ekspert: Atak na Polskę? Raczej nie. Polak jako samotny wilk światowego dżihadu? Nie wykluczałbym

- Organizacje terrorystyczne są zawsze o pół kroku przed służbami, które je zwalczają. Sukcesem jest, jeśli ten dystans się nie zwiększa - mówi dr Krzysztof Liedel. 25 lat od powstania Al-Kaidy pytamy o bilans walki z terroryzmem, możliwe scenariusze i udział Polaków w światowym dżihadzie.

Pierwsza i jedyna relacja komandosa z obławy na ben Ladena - czytaj TUTAJ

Choć świat usłyszał o nich 11 września 2001 r., swoją działalność zaczęli dużo wcześniej. Właśnie mija 25 lat, od kiedy mudżahedini współfinansowani przez Osamę ben Ladena stworzyli organizację, którą nazwali "baza" - po arabsku właśnie Al-Kaida. Ich celem była walka z okupującą Afganistan armią radziecką.

Dlaczego później stali się najbardziej znaną organizacją terrorystyczną na świecie? Dlaczego przez ćwierć wieku służbom nie udało się pokonać Al-Kaidy? Czy Polska też może stać się celem ataku? O to pytamy dr. Krzysztofa Liedela, eksperta ds. terroryzmu międzynarodowego.

Anna Pawłowska, Gazeta.pl: O Al-Kaidzie świat usłyszał 11 września 2001 roku i niewiele osób wie, że działalność Al-Kaidy trwa już ćwierć wieku. Skąd wzięła się ta organizacja?

Krzysztof Liedel*: - Za datę powstania Al-Kaidy uznaje się 1988 rok. Powstała jako baza skupiająca w swoich szeregach mudżahedinów walczących w Afganistanie z armią radziecką. Stawianie oporu ZSRR było głównym celem, wokół którego zgromadzili się bogaci biznesmeni, wykładając pieniądze na stworzenie odpowiednich struktur. Jednym z nich był Osama ben Laden, wokół którego gromadzili się afgańscy wojownicy. Kiedy jednak armia radziecka wycofała się, Al-Kaida znalazła nowy cel. Stały się nim Stany Zjednoczone i Izrael, jako symbole tzw. zgniłego Zachodu. Mudżahedini uznali, że to nowi okupanci Afganistanu i innych krajów arabskich. W tym momencie rozpoczął się już okres działalności terrorystycznej, który trwa do dzisiaj.

Jeśli mudżahedini walczyli z ZSRR, to Amerykanie byli ich naturalnymi sojusznikami. Może więc jest trochę prawdy w teorii, że Amerykanie sami wykreowali terrorystów, z którymi teraz walczą?

- Rzeczywiście, są takie opinie, ale nie ma żadnych namacalnych dowodów, że np. oficerowie CIA kiedykolwiek kontaktowali się, czy w jakikolwiek sposób wspierali Osamę ben Ladena. Istotnie mudżahedini walczący z ZSRR korzystali z pomocy doradców amerykańskich i mieli kontakty ze służbami specjalnymi USA, ale opowieści o celowym kreowaniu i wzmacnianiu terrorystów są absolutnie niepotwierdzone.

Wspierając mudżahedinów, Amerykanie nie przewidzieli, że działają na rzecz grupy, która może wystąpić przeciwko nim? Nie wzięli pod uwagę takiego scenariusza?

- Amerykanie realizowali wówczas określony plan strategiczny i brali pod uwagę warunki, w jakich działają. Priorytetem było zatrzymanie ekspansji komunizmu w tamtym rejonie geograficznym. Ale trzeba też pamiętać, że Afganistan historycznie jest miejscem rywalizacji różnych mocarstw. To zawsze był punkt zapalny i miejsce konfliktów. Wydaje się, że Amerykanie mogli brać pod uwagę taki scenariusz, a mimo to wspierali potencjalnych przeciwników, żeby zrealizować ważniejszy cel. To była kwestia podjęcia pewnego ryzyka.

Dlaczego właściwie Al-Kaida wystąpiła przeciwko USA? Chodziło o wojnę z niewiernymi, czy realizację określonych celów politycznych?

- Moim zdaniem polityka jest na pierwszym miejscu. Terroryzm generalnie jest metodą walki politycznej. Tak samo jest w przypadku terroryzmu islamistycznego. Nie islamskiego, jak się często mówi, bo islam jest religią, która tak samo, jak wszystkie inne, nie przewiduje działalności terrorystycznej w swoim kanonie. Fundamentalizm islamski jest już natomiast ideologią polityczną, w które religia jest wykorzystywana w procesie radykalizacji i rekrutacji do organizacji terrorystycznej. Traktowana jest też jako uzasadnienie własnej działalności. Religia jest tu jednak tylko narzędziem. Cel jest zdecydowanie polityczny.

Część terrorystów sprawia jednak wrażenie gotowych na wszystko właśnie w imię świętej wojny. Kto działa w Al-Kaidzie? Młodzi fanatycy kierowani przez strategów instrumentalnie traktujących islam?

- Nie ma takiego wyraźnego podziału na "górę" i "szeregowych", bo Al-Kaida nie jest organizacją hierarchiczną. Ma strukturę sieciową. To luźny związek większych i mniejszych ugrupowań mających wspólne cele i wspólną ideologię. Ale planowanie, przygotowywanie i przeprowadzanie ataków terrorystycznych jest indywidualną działalnością każdej z grup.

Ale później słyszymy, że zaatakowała Al-Kaida.

- Po zamachu takie ugrupowanie ogłasza, że jest członkiem Al-Kaidy. To zysk dla obu stron. Lokalna grupa terrorystyczna nabiera znaczenia, a sama Al-Kaida kreuje się na ugrupowanie o niemal nieograniczonej zdolności ekspansji. To działa jak dokładanie kolejnych puzzli.

Można oszacować, ile osób działa w ramach tej sieci?

- To bardzo płynna sytuacja, szczególnie, że od zamachu 11 września prowadzone są intensywne działania antyterrorystyczne. Wielu terrorystów zostało od tego czasu wyeliminowanych lub aresztowanych. Obecnie szacuje się, że w ramach Al-Kaidy działa co najmniej kilka tysięcy ludzi.

Część z nich to osoby spoza kręgu kultury arabskiej. Do światowego dżihadu włączają się też Europejczycy, którzy przeszli na islam. Polacy też znajdują się w strukturach Al-Kaidy?

- Konwertyci mają często chęć do nadrobienia straconego czasu i skłonność do radykalizacji. Chcą wykazać się gorliwością religijną i lojalnością, więc to doskonali kandydaci do dokonywania zamachów terrorystycznych. Od 11 września 2001 od czasu do czasu pojawiały się informacje, że jakiś Polak przeszedł na islam i później szkolił się w jednym z obozów Al-Kaidy lub nawiązywał kontakt z ugrupowaniami terrorystycznymi. Takie przypadki są bardzo dokładnie monitorowane przez nasze służby specjalne i ci ludzie są odpowiednio nadzorowani.

Czyli wizja samotnego wilka, konwertyty, który zafascynowany dżihadem postanawia dokonać w Polsce zamachu, pozostaje w sferze fikcji literacko-filmowej?

- Aż tak daleko bym nie szedł, bo nie jest to całkowicie wykluczone. Tzw. solo-terroryzm ma swoją specyfikę i w zasadzie może wystąpić wszędzie. Jednak to nadal mało prawdopodobny scenariusz. W Polsce nie ma mniejszości radykalnych muzułmanów, którzy stanowią dla takich osób naturalne zaplecze.

Ale trzeba pamiętać, że samotny wilk może w ogóle nie kontaktować się z organizacją terrorystyczną, tylko zradykalizować się dzięki materiałom dostępnym choćby w internecie. Jeśli na tej podstawie sam postanowi zaplanować i wykonać zamach, służbom bardzo trudno jest to wykryć. Oczywiście, treści w internecie są monitorowane, ale nie da się wejść w głowę każdego radykała i przewidzieć jego zamiary.

Sama Al-Kaida widzi w Polsce potencjalny cel ataku?

- Polska rzeczywiście znajduje się w orbicie zainteresowań Al-Kaidy. Jej głównymi przeciwnikami są USA i Izrael, a my traktowani jesteśmy jak sojusznicy tych państw. Nasi żołnierze są w Afganistanie, byli w Iraku, współpracujemy przy walce z terroryzmem. Jednak wydaje się, że pod względem strategicznym jesteśmy nadal dla Al-Kaidy mało atrakcyjnym celem. Państwa takie jak Polska określane są mianem drugiej ligi celów.

Jakie scenariusze działań Al-Kaidy są obecnie uważane za najbardziej prawdopodobne? Ataki samotnych wilków, czy może powtórka z zamachu na World Trade Center?

- Terroryści są konserwatywni. Jeśli jakaś metoda działania się sprawdza, nie eksperymentują. Nadal największym zagrożeniem są zamachy bombowe, branie zakładników, a więc bardzo tradycyjne metody działania. Oczywiście, przez lata taktyka trochę się zmieniła. Taką nowością jest solo-terroryzm i tzw. zamachy symultaniczne. Obecny szef Al-Kaidy, az-Zawahiri już od kilku lat jest zwolennikiem tezy, że trzeba skupić na dokonywaniu małych i częstych zamachów zamiast na spektakularnych i dużych akcjach.

Skąd taka zmiana?

- Zdolności operacyjne Al-Kaidy są osłabione, więc trudniej jest przygotować większą akcję. Duży zamach jest też łatwiejszy do wykrycia przez służby. A dokonując mniejszych ataków, można osiągnąć równie dobry efekt psychologiczny i propagandowy. Oczywiście spektakularność jest ważna, ale można ją uzyskać na różne sposoby. Na przykład atakiem symultanicznym, takim jak w Bombaju, gdzie łączy się podkładanie ładunków wybuchowych, branie zakładników i strzelanie na oślep, żeby eskalować poczucie zagrożenia i wywołać chaos.

Wiemy też, że Al-Kaida robi wszystko, by wejść w posiadanie broni masowego rażenia. Nie mam tu na myśli broni atomowej, bo ten scenariusz jest mało prawdopodobny, ale broni chemicznej lub biologicznej.

Na jakim etapie są te starania?

- Myślę, że gdyby mieli taką broń, już by jej użyli. Na razie wiadomo, że zatrudniają specjalistów, którzy mogą tego typu środki wyprodukować. Szukają też możliwości zakupu na czarnym rynku albo po prostu przejęcia niebezpiecznych substancji. Atrakcyjnym miejscem jest tu Syria i pojawiają się informacje, że ostatnio Al-Kaida penetruje ten kraj. Wiadomo, że w magazynach znajduje się tam broń biologiczna i chemiczna, a w warunkach wojny poziom ich ochrony jest dużo niższy niż normalnie.

A cyberterroryzm? Al-Kaida nie wykorzystuje nowych technologii do atakowania swoich przeciwników?

- Pojęcie "cyberterroryzm" często jest źle używane. Nazywamy tak po prostu różne przejawy działalności przestępczej w cyberprzestrzeni. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, żeby za takimi atakami kiedykolwiek stała grupa terrorystyczna. Organizacje takie jak Al-Kaida wolą wykorzystywać internet do komunikacji między sobą, rekrutacji nowych członków i radykalizacji nastrojów.

Każde działanie w internecie pozostawia ślad. Przeniesienie komunikacji do sieci nie ułatwia służbom specjalnym rozpracowywania Al-Kaidy?

- Problemem służb specjalnych nie jest brak informacji, ale ich nadmiar. Ilość danych w internecie jest tak ogromna, że ukrycie tam komunikatu nie jest trudne. Szczególnie, że terroryści wykorzystują różne techniki kodowania przekazów. Bardzo często jest steganografia. Treści ukrywane są w obrazach lub plikach dźwiękowych. Na przykład jest fotografia portretu Mony Lisy, w której oku znajduje się zakodowana informacja. Wykrycie tego jest niezwykle trudne.

Co jeszcze utrudnia walkę z terroryzmem? Dlaczego przez 25 lat nie udało się pokonać Al-Kaidy?

- Terroryzm jest metodą prowadzenia walki politycznej, której nie da się całkowicie wyeliminować. Wcześniej mieliśmy np. lewackie lub skrajnie prawicowe grupy terrorystyczne, teraz problemem jest światowy dżihad. A samą Al-Kaidę trudno jest pokonać ze względu na tę sieciowość, o której mówiłem. Wyeliminowanie jednego elementu układanki nie wpływa w poważny sposób na działalność całej organizacji.

To jak obecnie wygląda bilans walki z terroryzmem?

- Zwykle dowiadujemy się o przeprowadzonych zamachach terrorystycznych. Natomiast przez kilkanaście lat walki z terroryzmem wiele osób z Al-Kaidy zostało aresztowanych lub zlikwidowanych. W 2010 r. udaremniono też w Europie 740 incydentów o charakterze terrorystycznym. Skala jest więc duża, tylko rzadko się o tym dowiadujemy. Niestety, specyfiką terroryzmu jest to, że nie ma nieskutecznych zamachów. Nieudany atak i tak ma wartość propagandową. Kiedy w 2009 r. Nigeryjczyk próbował się wysadzić na pokładzie samolotu, atak się nie udał. Ale i tak o tym mówiliśmy, wprowadzaliśmy dodatkowe ograniczenia w samolotach, część ludzi zaczęła bać się latać. To są wymierne efekty.

Więc Al-Kaida nadal ma przewagę?

- Organizacje terrorystyczne są zawsze o pół kroku przed służbami, które je zwalczają. Sukcesem jest, jeśli ten dystans się nie zwiększa. Obecnie priorytet to zmniejszenie możliwości operacyjnych Al-Kaidy poprzez osłabianie jej i zmuszanie do koncentrowania się na swoich wewnętrznych problemach. A to idzie służbom całkiem dobrze.

* dr Krzysztof Liedel - zastępca dyrektora Departamentu Prawa i Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas

Relacja uczestnika obławy na Osamę ben Ladena - kup w promocyjnej cenie TUTAJ

Więcej o: