O tym, że silnie radioaktywne wody gruntowe z Fukushimy przenikają do morza informowały media od początku sierpnia. Firma Tepco twierdziła, że jest w stanie powstrzymać skażenie za pomocą wstrzykniętych w ziemię chemikaliów utwardzających grunt. Stworzona w ten sposób bariera miała zahamować przesiąkanie wody do morza.
Bariera okazała się jednak niewystarczająca. Tepco zmuszone było przyznać, że zabezpieczenia działają tylko do głębokości 1,8 m. Potem woda zaczęła przesiąkać przez barierę. Teraz poziom wody jest już 60 cm nad jej górną granicą.
Tepco wypompowuje skażoną wodę z terenów otaczających elektrownię, ale mimo to codziennie ok. 300 t dostaje się do morza. Rząd Japonii uważa, że firma nie radzi sobie z opanowaniem wycieku i obiecuje pomoc.
Premier Japonii Abe Shinzo przydzielił do tego zadania ministra ekonomii, handlu i przemysłu. Jego celem będzie dopilnowanie, aby operator elektrowni zatamował wyciek skażonych wód gruntowych do morza oraz poprawnie przeprowadził operację oczyszczenia okolicy z odpadów radioaktywnych. Ma ona zająć do 40 lat i pochłonąć 11 miliardów dolarów. Przedstawiciel ministerstwa zapewnił, że do grudnia wyciek z Fukushimy zostanie zredukowany do poziomu 60 ton radioaktywnej wody na dzień.
Elektrownia jądrowa w Fukushimie uległa uszkodzeniu po wstrząsach i tsunami z 2011 roku. Doszło wtedy do eksplozji wodoru w jednym z budynków, uszkodzenia systemu chłodzenia i stopienia prętów paliwowych w trzech reaktorach. Doprowadziło to do przedostania się na zewnątrz radioaktywnych cząsteczek. Był to najgroźniejszy wypadek nuklearny od czasu wybuchu w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!