- Marzyłaby mi się akcja, która zwiększa frekwencję w wyborach, ale oddane głosy są nieważne - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Władysław Frasyniuk. - Pod tym apelem podpisuję się obiema rękami - przyklasnął w Poranku Radia TOK FM Tomasz Sekielski . Jego zdaniem byłby to sygnał dla polityków, "żeby się opamiętali".
- To byłoby zupełnie nieskuteczne - ocenił w Poranku Radia TOK FM Henryk Wujec, były opozycjonista , dziś prezydencki doradca. Sceptycyzmu nie kryli też zebrani w studiu publicyści.
Dominik Zdort z "Rzeczpospolitej" przekonywał, że politycy doskonale wiedzą, że nie są powszechnie szanowani. I nie trzeba dodatkowo ich o tym przekonywać. - To mi się wydaje absolutnie niemożliwe do zrealizowania. Jak kogoś polityka mierzi, po prostu nie pójdzie na wybory, bo nie chce na to tracić czasu - tłumaczył Zdort.
Wojciech Maziarski, publicysta "Gazety Wyborczej", podkreślał, że trudno znaleźć partię w pełni spełniającą nasze oczekiwania. - Trzeba wybierać z tej puli partii, które są, akceptując ich mankamenty. W życiu społecznym nie ma ideału - tłumaczył.
- Nie wydaje mi się, że manifestowanie niechęci i dezaprobaty dla świata politycznego jest sensowne. Po to mamy głos, żeby pokazać, że na tę partię chcemy zagłosować, a na tę wręcz przeciwnie - dorzuciła Renata Kim z "Newsweeka". - Jeśli uznam, że naprawdę nie mam na kogo oddać głosu, to też nie jest rozwiązanie. Głosować trzeba - podkreśliła.
- Wypowiedź Frasyniuka to prowokacja intelektualna, która wnosi ożywczy ferment w nasze debaty społeczne - mówił Maziarski. - Nie wierzę w skuteczność takich apeli. Ludzie głosują tak, jak będą chcieli - zakończył publicysta.