Prof. Płatek w przeddzień 69. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego opisuje, jak zmieniło się jej podejście do samego powstania oraz to, jaki język mówienia o tym wydarzeniu pasuje jej najbardziej.
Odnosi się przy tym to tekstu Tadeusza Sobolewskiego z weekendowego wydania "Gazety Wyborczej". Dziennikarz opisuje w nim, jak w literaturze mówi się o powstaniu. "Przypadek powstania warszawskiego jest o tyle szczególny, że nie do końca zdajemy sobie sprawę, co właściwie mamy świętować. To wydarzenie przerasta nas, nie daje się objąć, pozostaje wewnętrznie sprzeczne. Wszystko jest w nim wielkie: błąd strategii, która zdecydowała o rozpoczęciu walki, determinacja i bohaterstwo walczących, gehenna i poświęcenie mieszkańców, bestialstwo wroga, a w końcu zniszczenie miasta - powstanie doprowadziło do tego, przed czym miało Warszawę uchronić, bo plany zburzenia Warszawy hitlerowcy mieli już wcześniej. Więc co tak naprawdę czcimy?" - zastanawia się Sobolewski.
"Mojej mamie ton artykułu by się nie podobał. Mnie bardzo odpowiada, że wreszcie mówimy bez napuszenia, bez nadęcia" - komentuje prof. Płatek.
Karnistka przyznaje, że w swoim myśleniu o powstaniu po latach zrozumiała dwie sprawy. "Po pierwsze nie można odbierać sensu ofiary tym, którzy straszliwie i na całe życie zostali dotknięci, przeorani, zmiażdżeni skutkami decyzji o wywołaniu drugiego Powstania, na którą nie mieli wpływu i w sprawie której nikt ich o zdanie nie pytał" - podkreśla prof. Płatek.
Po drugie - pisze autorka - jej zdaniem swoim dzisiejszym zachowaniem nadajemy tamtym wydarzeniom sens. Lub go odbieramy. "Nigdy nie posłałabym dzieci z butelką benzyny na czołg. Nigdy. To jednak nie zwalnia z odpowiedzialności za to, co tu i teraz. To my dzisiaj czy chcemy, czy nie, swoją postawą, skłonnością do niedyskryminacji lub jej brakiem, solidarnością lub jej brakiem, tolerancją lub jej brakiem świadczymy o tym, czy tamta walka i tamta śmierć miała sens" - podsumowuje Płatek.