Marta Supergan-Marwicz: Tak, wszystko się zgadza. Chociaż choinki to akurat przynosimy do domu zimą, a kleszcze wtedy hibernują.
- Kleszcze hibernują w temperaturach poniżej 4 st. C. Zagrzebują się w ściółce, pod korzeniami, czyli w miejscach dość wilgotnych, które w dodatku chronią je przed silnym mrozem. A choinki raczej nie przynosimy do domu z korzeniami.
- Na szczęście mało który ze zwiedzających zapuszcza się w rejon za klatkami z ptakami egzotycznymi - a to tam jest bardzo dużo kleszczy. To tam jest ostoja dla ptaków przelatujących przez Warszawę oraz łąki, z których pracownicy pozyskują trawę dla zwierząt. Poza tym zoo leży blisko Wisły, która jest korytarzem ekologicznym, którym przemieszczają się różne zwierzęta, w tym kleszcze.
- Kleszcze muszą mieć odpowiednią wilgotność, więc sucha łąka raczej nie będzie dla nich atrakcyjna. Potrzebują miejsc, w których mogą się schować przed słońcem.
Przebadaliśmy niemal wszystkie większe tereny zielone w Warszawie. Rzeczywiście, są takie parki, które mogłyby być zakleszczone, ale tam nie żyją małe gryzonie, a to one są głównymi żywicielami kleszczy.
Powinniśmy uważać za to w dolinach rzek. Ludzie mieszkający w dolinie Odry mówili mi, że na własnych podwórkach łapią kleszcze.
- Jest taki gatunek skrzydlatych owadów (strzyżaki), które atakują jelenie, spadając na nie z drzew i są podobne morfologicznie do kleszczy - chyba stąd wziął się mit spadającego kleszcza.
Kleszcze tymczasem wspinają się na rośliny. Larwy żerujące na małych gryzoniach wchodzą na wysokość do ok. 10 cm, nimfy pożywiające się na trochę większych ssakach - na ok. pół metra. Dorosłe osobniki mogą wspiąć się na ok. 1,5 m, ale nie wyżej.
Owszem, możemy znaleźć kleszcze za uchem, ale to dlatego, że pajęczak tam przeszedł. Kleszcze nie wbijają się od razu, tylko wędrują po naszym ciele, szukając najlepszego miejsca. Dlatego najczęściej spotykamy je w pachwinach, pod kolanami, w zgięciach łokci, na szyi czy właśnie za uszami.
- Kleszcze mają fantastyczny mechanizm żerowania. Kleszcz chodzi po nas i smakuje naszą skórę, szukając miejsca o najcieńszej skórze. Gdy ją znajdzie, łapie ją w łapki, przecina i wkłada tam swój ryjek. W pierwszej partii śliny są substancje znieczulające, więc nawet nie czujemy, że kleszcz nas ugryzł.
Kleszcz ma ponadto na ryjku tzw. zęby, służące do tego, żeby nie odpadł od żywiciela. Ale żeby te zęby nie drażniły skóry, kleszcz wypuszcza kolejną dawkę śliny, która zastyga w futeralik cementowy.
- Z tym jest różnie. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli kleszcz już napił się krwi, ale nie jest jeszcze najedzony i został oderwany od żywiciela, przerwano mu posiłek, to jest bardzo zdeterminowany, żeby dokończyć żerowanie. Wtedy właściwie żadne środki chemiczne go nie powstrzymają. Takie kleszcze żerują nawet na sobie nawzajem.
- Gdybym to ja układała systematykę biologiczną, to zaliczyłabym kleszcze do drapieżników, nie do pasożytów. One świetnie polują, aktywnie szukają żywicieli. Do tego mają świetnie rozwinięte narządy zmysłów. Na przykład na odnóżach mają coś, co się nazywa organ Hallera. To taki "radar", który wyczuwa stężenie dwutlenku węgla, temperaturę, feromony, drgania.
- Kleszcze polowały już na dinozaury, więc przez lata ewolucji uodporniły się na większość patogenów. Przenoszą ich naprawdę dużo, m.in. krętki Borrelia, wirusy kleszczowego zapalenia mózgu i piroplazmy babeszjozy, którą mogą zarazić się nasze psy.
W ślinie kleszcza są substancje oszukujące układ immunologiczny, nasze przeciwciała nie wiedzą więc, że dzieje się coś złego. A tymczasem patogeny, np. krętki Borrelia, fantastycznie się rozmnażają w wytrawionej przez kleszcza jamce pod skórą i potem atakują organizm.
Obrzeżki gołębie (kleszcze miękkie) pasożytujące na gołębiach są teraz plagą wielu bloków i akademików warszawskich. Gołębie, które żyły na poddaszach, są teraz odstraszane, więc kleszcze nie mają na kim żerować, schodzą do pokojów, mieszkań i atakują ludzi. Ten gatunek kleszczy przenosi gorączki riketsjowe, a poza tym ich ślina jest tak toksyczna, że może spowodować wstrząs anafilaktyczny lub paraliż kleszczowy.
- Na szczęście można się zaszczepić. Producenci szczepionek gwarantują, że już po drugiej dawce będziemy odporni na wirusy kleszczowego zapaleniu mózgu. Szczepienie trzeba jednak powtarzać co kilka lat.
- Zarówno borelioza, jak i KZM zaczynają się tzw. objawami grypopodobnymi, a więc gorączką, poczuciem rozbicia, zawrotami głowy. W przypadku KZM choroba może zakończyć się na tym etapie. Mogą się jednak rozwinąć objawy ostre, mózgowe, wymagające leczenia szpitalnego. Choroba może być śmiertelna, może też prowadzić do pogorszenia jakości życia pacjenta (np. przez trwałe niedowłady). Z boreliozą sprawa jest bardziej skomplikowana, choroba ma różne warianty przebiegu, od utajonych, przez boreliozę stawową, skórną, po neuroboreliozę charakteryzującą się m.in. porażeniami mięśni twarzy.
- Różne ośrodki podają różne dane. Z moich badań wynika, że mniej więcej co trzeci, co czwarty kleszcz w Warszawie jest nosicielem krętek Borrelia. Bakterie odpowiedzialne za boreliozę potrzebują czasu, by skutecznie zakazić nasz organizm - około 24 godzin żerowania kleszcza. Jeżeli chodzi o KZM, to zarażonych nim kleszczy jest w Polsce od 0,5 procent do kilkunastu procent. Jednak wirusy są już w pierwszej dawce śliny, więc jeśli kleszcz był nosicielem, to przekaże nam je od razu.
- Mój znajomy weterynarz twierdzi, że najlepiej stosować jedno i drugie.
- Tak. Pełne buty, długie spodnie, zakryte ramiona. Kapelusz nie jest niezbędny, chyba że np. wybieramy się na grzyby i planujemy wchodzić w krzaki.
Dobrze jest założyć jasną odzież. Nie dlatego, że kleszcze nie lubią jasnych kolorów. Spotkałam się z takim przekonaniem, ale to nie o to tu chodzi. Po prostu kleszcze są ciemne i na białym tle lepiej je widać. Z mojego doświadczenia wynika, że kleszcze gorzej łapią się na sztuczne tkaniny, np. polary, goretexy. Wolą naturalne włókna.
- Robiliśmy kiedyś takie doświadczenie ze znajomym. Przeszliśmy przez teren, na którym było wiele kleszczy z dwoma kocami. Ja ciągnęłam koc z włóknami sztucznymi, a on bawełniany. Szliśmy jedno koło drugiego, nie użyliśmy żadnych środków odstraszających, na jednym i na drugim kocu wcześniej spały koty, żeby odpowiednio pachniały.
Na końcu okazało się, że na jego kocu było bardzo dużo kleszczy, a na moim żadnego. Te badania nie były nigdzie publikowane, ale uważam, że to się sprawdza.
- Są ludzie, którzy twierdzą, że nigdy nie złapali kleszcza, mimo że spędzali dużo czasu w "zakleszczonych" miejscach. Znajomy profesor ze Słowacji mówił, że próbował robić badania na swoich studentach. Wiadomo, że studenci chętnie robią ogniska, tam piją piwo. Alkohol powoduje lepsze ukrwienie kończyn, więc może to powinno przyciągać kleszcze? Ale badania nie wykazały takiej zależności. Mówi się, że ludzie ze słabym krążeniem (a więc chłodnymi kończynami) przynoszą mniej kleszczy, ale to też nie zostało udowodnione.
- Doradzam, żeby nie kombinować - nie kręcić, nie podważać nożem, nie przypalać, nie smarować żadnym masłem czy alkoholem. Najlepiej złapać go tuż przy skórze i zdecydowanym, lekko łukowatym ruchem, wyciągnąć.
Nie powinniśmy wyciągać kleszczy gołymi rękami. Najlepiej założyć rękawiczki lub użyć pęsety. Jeśli nie mamy takiej możliwości, trudno - owińmy przynajmniej dłoń w torebkę foliową.
- Kleszcz, który stracił ryjek, natychmiast umiera. Jeśli rusza łapkami, to znaczy, że wyciągnęliśmy go w całości. Wtedy trzeba go szybko zabić, bo jak już mówiłam, głodny kleszcz będzie chciał dokończyć żerowanie i jest bardzo niebezpieczny. Jeśli ryjek zostanie pod skórą, najlepiej iść do lekarza.
Po wyciągnięciu kleszcza koniecznie musimy zdezynfekować miejsce wkłucia. Niebezpieczne są nie tylko patogeny w ślinie kleszcza, ale też grzyby i bakterie, które są na zewnątrz pajęczaka.
- Dobrze jest być pod obserwacją. Lekarze,
niestety, często lekceważą problem. Sama mam kontakt z setkami kleszczy co roku, więc na boreliozę badam się regularnie. Często nie mogę się doprosić skierowania na badania, słyszę "wymyśla pani sobie". Trzeba więc czasem nacisnąć na lekarza. To, co jest istotne, to obserwacja samego siebie. Jeśli po tygodniu czy dwóch od ugryzienia pojawia się znikąd przeziębienie lub dzieje się z nami coś nietypowego, to są to zapewne symptomy choroby i trzeba się zgłosić do lekarza.
Bardzo charakterystyczny, choć nie u wszystkich spotykany, objaw boreliozy to rumień wędrujący, czyli owalne zaczerwienienie wokół miejsca ugryzienia, które się rozszerza. Taki rumień może objąć duży fragment skóry. Do szpitala w Białymstoku zgłosiła się kiedyś matka z synem. Powiedziała, że pierwszy lekarz przysłał ją, ale ona uważa, że to bez sensu, bo przecież chłopcu odcisnęło się na plecach oparcie krzesła. A to był klasyczny rumień boreliozowy.