"Moi wykształceni rodzice kupili kołdrę z lamy. Nie czują się oszukani." "Moi teściowie-emeryci kupili fotel za 2,8 tys. zł". "Moja ciotka..." [SPRZEDAŻ BEZPOŚREDNIA]

SPRZEDAŻ BEZPOŚREDNIA. - Moi wykształceni rodzice wybrali się na prezentację leczniczej kołdry z wełny lamy. Zapłacili 3 tys. zł. Po tygodniu kołdra cuchnęła jak namiot koczowniczy - pisze czytelniczka. Gdy o fenomenie sprzedaży bezpośredniej rozmawiamy na kolegium redakcyjnym, okazuje się, że... co druga osoba ma w rodzinie kogoś, kto na pokazie kupił coś o absolutnie cudownych właściwościach. Za krocie.

Seria artykułów o sprzedaży bezpośredniej wspomaganej występami znanych aktorów (Cezary Pazura, Jerzy Kryszak, Andrzej Grabowski) skołoniła Was do przesyłania swoich opowieści. Okazuje się, że nie tylko garnki za kilka tysięcy złotych cieszą się sporą popularnością wśród kupujących.

Osobny rozdział w tej opowieści stanowią wszechstronne, wszystko-myjące odkurzacze, rozmaite przyrządy do masażu oraz kołdry albo całe pościele: z wełny lamy (lub wielbłąda czy merynosa), o cudownych leczniczych właściwościach. Dają ciepło w zimie, latem sprawiają, że się nie pocimy. Kosztują 3 tys. zł. Szczęśliwymi posiadaczami takiej kołdry są rodzice jednej z naszych czytelniczek, pani Marty. Oto jej historia.

Rodzice wykształceni, na promocję podatni

Moi rodzice są lekko po pięćdziesiątce. Inteligentni, wykształceni, jednak bardzo podatni na wszelkie promocje. Pamiętam, że gdy byłam jeszcze dzieckiem, kupili na ruskim rynku szatkownicę do warzyw, z której po jednym dniu używania do miski wleciały ostrza. Mama uległa także namowie ulicznego akwizytora i dała sobie wcisnąć płyn do zwalczania cellulitu. Ja natomiast byłam faszerowana wszelkiego rodzaju suplementami diety mającymi dać mi urodę, witalność i energię. Nigdy nie odnotowałam ich zbawiennego wpływu.

To jednak nic w porównaniu z kołdrą z wełny lamy. Rodzice wybrali się na spotkanie, na którym zachwalano zdrowotne właściwości kołdry. Mama miała problemy ze spaniem, więc promotorzy cudownej kołdry nawet nie musieli się specjalnie natrudzić, by ich przekonać. Rodzice kupili kołdrę na raty - zapłacili ponad 3 tys. zł, ale jedną poduszkę dostali gratis. Okazja jak się patrzy! Pospali tydzień "pod lamami", wtedy okazało się, że cuchną tak przeraźliwie, jakby przez kilka miesięcy nikt nie wietrzył koczowniczego namiotu.

Kołdra o właściwościach leczniczych trafiła na balkon. Niewiele pomogło. Cuchnący zapach nie ustąpił. Rodzice jednak nie odpuścili. Postanowili wyprać kołdry - lamy zwinęły się w kłębek i miały w ten sposób stracić lecznicze właściwości. Rodzice sporo się namęczyli, by ponownie doprowadzić je do używalności. Nigdy nie zapomnę widoku tej dwójki czeszącej swoją cudowną kołdrę. Nadal pod nią śpią i chwalą, że jest bardzo ciepła. Nigdy nie słyszałam, by czuli się oszukani.

Ciocia Jadzia: "Na reumatyzm pościel nie pomogła, ale nie żałuję, nie żałuję"

Nasz czytelnik Zbiwal, którego komentarz opublikowaliśmy , pytał retorycznie, ile osób mogło paść ofiarą bezpośredniej sprzedaży. Sprawdziliśmy to w naszym redakcyjnym gronie. Okazuje się, że pięć na dziesięć osób ma w rodzinie kogoś takiego. Jedna z tych historii dotyczy cioci naszej redakcyjnej koleżanki.

70-letnia pani Jadwiga, rencistka z dużego miasta na północy Polski ma mieszane uczucia wobec zakupów na pokazach. Z kupionej w 2001 r. pościeli z merynosa (dwie poduszki, kołdra i prześcieradło z wielbłąda za 2900 zł) jest zadowolona. - Nie żałuję, że kupiłam. Jest dobrej jakości, a nie żadna podróba. Wchodzę do spania i od razu jest ciepło. Mam komfort - mówi.

- Trafiliśmy z mężem na pokaz, bo ciągle dzwonili na telefon domowy z zaproszeniem. Kiedyś zadzwonili, jak miałam złamaną nogę i poszliśmy. Bo ta wełna ma jakieś działanie lecznicze. Mówili, że dobrze działa na kości i reumatyzm. Tylko nie można jej oblekać w poszwę, bo wtedy nie działa. Kłopotem pani Jadwigi było to, że pościeli nie można prać, trzeba ją tylko czyścić na sucho.

Przez wiele lat radziła sobie z tym sama, ale ostatnio zaniosła pościel do pralni i po czyszczeniu tam pościel bardzo się zbiegła. Właściwie nie nadaje się do użytku: - Ale zwróciła nam się. To już tyle lat. Nie trzeba było używać powłoczek, więc była oszczędność na praniu, prasowaniu. Czy pomogła w reumatyzmie? - No nie, w kościach nadal mnie kręci, ale nie żałuję, nie żałuję.

Teściowie, skromni emeryci. Poszli z ciekawości, kupili fotel za 2800 zł

Trzy lata temu pani Zofia z mężem (skromnie żyjący emeryci, teściowie redakcyjnego kolegi) znaleźli w skrzynce ulotkę zapraszającą na pokaz różnych masażerów. Poszli z ciekawości, zachęceni obietnicą prezentów.

Wyszli z fotelem do masażu za 2800 zł i kompletem garnków gratis. - Ma specjalnie podgrzewane kuleczki w środku. Niech pani bierze. To naprawdę bardzo dobre. Religa to poleca - zachęcał prowadzący pokaz po prezentacji sprzętu i jego cudownych właściwości. Wzięli, w ratach na dwa lata (fotel od ręki był za 2200 zł). - Z początku wpadliśmy w panikę, że daliśmy się nabrać. Ale przecież nie tylko my. No i mężowi trochę ten fotel pomaga - mówi pani Zofia. Dodaje, że konsultowali używanie fotela z lekarzem. - Powiedzieliśmy, że pożyczyliśmy, bo wstydziliśmy się przyznać, że sami to kupiliśmy - wyznaje. - Na te pokazy przychodzą przeważnie dziadkowie i dają się nabrać. Kilka dni temu pani Zofia zobaczyła na ulicy kobietę, która taszczyła taki sam fotel. - Identyczne pudełko. Zapytałem z ciekawości, za ile go kupiła. Mówiła, że za 3300 zł. Ale już nie dopytałam, czy też na pokazie.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!

Spotkała was podobna historia? Myśleliście, że idziecie na kabaret, a trafiliście na prezentacje garnków? Ktoś oferował wam inny "cudowny" towar? Czekam na wasze historie. Piszcie na adres kosma.zatorski@agora.pl

Więcej o: