- Dostałem zaproszenie na kabaret Andrzeja Grabowskiego na godzinę 16 do hotelu Gołębiewski w Wiśle - pisze na skrzynkę Alert24.pl pan Edward. Występ miał się odbyć 20 lipca.
Dzień wcześniej do naszego czytelnika zadzwoniła jeszcze przedstawicielka firmy Eco-Vital, czy potwierdza na 100 proc. swoją obecność. - Poinformowała nas, żebyśmy byli na godz. 15, czyli godzinę przed występem, bo występ kabaretowy poprzedzi degustacja potraw - opowiada pan Edward.
Gdy przybył na miejsce, hostessa Eco-Vital zaprowadziła go do jednej z sal. - A tam zaczął się pokaz garnków. Zostaliśmy podstępnie i podle oszukani. Pokaz przedłużył się do godz. 17, a występu pana Grabowskiego dalej nie było. Organizatorzy w natarczywy sposób zachęcali do kupna produktów oferowanych przez firmę. Osoby, które kupiły garnki, otrzymały w prezencie VIP-owskie bilety upoważniające do zajęcia miejsc w pierwszym rzędzie na spektaklu - opowiada.
- Ten pan mija się z prawdą. Na biletach jest jasno napisane, że każdy kabaret współpracujących z nami artystów poprzedzony jest warsztatami kulinarnymi. Nie mamy sobie nic do zarzucenia - mówi Sebastian Burda, przedstawiciel firmy Eco-Vital.
To nie koniec kabaretu, jaki przeżył nasz czytelnik. - Po godz. 18 zabrali nam bilety i wręczyli nowe - na godz. 13 następnego dnia. Ludzie zaczęli się denerwować i wypytywać, czy w ogóle odbędzie się występ Grabowskiego i co to jest za cyrk. Ani obsługa hotelu, ani przedstawiciele firmy Eco-Vital nie potrafili udzielić takiej informacji - opowiada pan Edward.
Sebastian Burda z Eco-Vital nie chce komentować, jak to się stało, że grupa, w której był pan Edward, nie obejrzała kabaretowego występu Andrzeja Grabowskiego. - Nie znam dokładnie tej sytuacji i nie chcę nikogo wprowadzić w błąd. Wczoraj w hotelu Gołębiewski odwiedziło nas ponad tysiąc osób. Każda grupa wchodzi na warsztat kulinarny, panel dyskusyjny i degustację. Po niej grupy udają się na występy kabaretowe. Wczoraj naprawdę tysiąc osób było zadowolonych z występu pana Grabowskiego - odpowiada. Za każdym razem, gdy mówię o "sprzedaży garnków", on uparcie zamienia tę frazę na "warsztaty kulinarne".
Pan Edward nie może się nadziwić, jak to możliwe, że w takim renomowanym hotelu dochodzi do - jak to nazywa - skandali.
Z pytaniami pana Edwarda zwracamy się do przedstawicieli hotelu Gołębiewski. - Prowadzimy działalność komercyjną i wynajmujemy sale konferencyjne. Ta firma poprzedza występy prezentacjami kulinarnymi, ale przecież nikt nikogo pod przymusem nie namawia do zakupu garnków - tłumaczy przedstawicielka hotelu.
Prezentacje garnków zawsze są reklamowane jako występ kabaretowy dobrze znanej osobistości. Z relacji Sebastiana Burdy wynika, że wynajmowani przez Eco-Vital gwiazdorzy, tacy jak Andrzej Grabowski, Cezary Pazura czy Jerzy Kryszak, dają po 3-4 występy dziennie, po tym jak widzowie mają już zaliczoną sesję sprzedaży garnków.
Dziennikarz portalu Bolec.info przed występem zapytał Jerzego Kryszaka, dlaczego bierze udział w spotkaniach firmowanych przez Eco-Vital. - Oni posługują się moim nazwiskiem po to, żeby przyszli ludzie. Ale chyba nikt nie jest zmuszany do niczego? - odpowiadał Kryszak. A gdy dziennikarz opowiedział mu o przypadku sprzedaży czterech garnków za 6800 zł mieszkance Bolesławca, odrzekł: - Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Ja za pięć minut kończę swój spektakl i wychodzę.
Oto cały zapis tej rozmowy:
Zupełnie inaczej swoją współpracę z Eco-Vital przedstawia Cezary Pazura. Robi nawet z tego fragment swojego show:
- Dałem apel na Facebooku, że szukam ludzi, którzy dadzą mi możliwość namacalnego kontaktu z moją publicznością. Odezwał się prezes Eco-Vital: Może pan występować tu, w Łodzi. No i co? Zapłaciłem, no i jestem! - opowiada gościom zgromadzonym w hotelu Andel's (w łódzkiej Manufakturze). Fragment występu zamieszcza firma Eco-Vital. Dodawanie komentarzy pod wszystkimi filmami firmy zostało wyłączone.
Gdy dziś dzwonię do Tomasza Albera, menedżera Cezarego Pazury, ten o współpracy aktora z firmą Eco-Vital mówi tylko: - Nie utożsamiamy się z tym, co oni sprzedają. My sprzedajemy im tylko "kabaret Cezarego Pazury".
Do Andrzeja Grabowskiego nie udało nam się dodzwonić.
Historii na temat działalności firmy Eco-Vital jest w sieci mnóstwo. - Większość tych rzeczy, które wypisuje się na nasz temat, to konkurencja. Nie wyobraża pan sobie nawet, jak jest zawistna. Na rynku jest około 200 firm sprzedaży bezpośredniej. My natomiast jesteśmy liderem, działamy od 10 lat. Jeżeli ktoś jest niezadowolony, to dla niego jest nasza infolinia. To tyle - wyjaśnia Burda, przedstawiciel firmy.
Wiadomo, że firma nie sprzedaje biletów, ale rozdaje je jako zaproszenia, dzwoniąc do przypadkowych osób, lub są one nagrodami w zdrapkach. Za każdym razem obdarowany dowiaduje się jednak, że zaproszenie ma wartość 120 zł. Niektórzy próbują nawet handlować nimi w sieci.
Na stronie ktodzwonil.pl szukano numeru firmy ponad 2,8 tys. razy. Jeden z internautów miał 50 nieodebranych połączeń z Eco-Vital w ciągu 3 godz. "Strasznie natrętni. Ta dzwoniąca pani wabiła moją pocztę głosową występem Andrzeja Grabowskiego w Hotelu Gołębiewski w Wiśle" - pisze w opiniach użytkownik Mari.
Bilety na "kabarety" można także wygrać w zdrapkach rozdawanych w centrach handlowych. Gdy znajdziemy na niej napis "WYGRANA", co jest niemal pewne, hostessa spisze od nas dane osobowe, a później telefonicznie zostaniemy zaproszeni na występ kabaretu.
Wśród osób, które zostały zaproszone na kabaret, nie brakuje nabywców garnków. Aby dostać bilety, trzeba mieć ponad 35 lat, co wskazuje, że firma jest nastawiona na lepiej sytuowanych lub/i starszych klientów.
"Dziennik Łódzki" opowiada historię 47-letniej pani Urszuli. Chorą psychicznie kobietę przedstawiciele firmy namówili do zakupu patelni za 2,9 tys. zł.
- Jeśli chodzi o ten przypadek, to przyjęliśmy zwrot i wypłaciliśmy rekompensatę. Na pewno naprawiliśmy ten błąd. Wiadomo, w każdej firmie pojawiają się mniej uczciwe osoby. Ta już u nas nie pracuje - twierdzi Sebastian Burda z Eco-Vital.
Ekspress Ilustrowany opisuje z kolei historię pani Heleny, która zauroczona widokiem skwierczącego na patelni kurczaka otrzymała ją w "prezencie" od firmy. Musiała tylko podpisać dokumenty. Nie miała dowodu osobistego, więc pracownik firmy zawiózł ją do domu. Podpisała umowę na masce samochodu, a później okazało się, że musi zapłacić 1,6 tys. zł.
Chcesz być zawsze na bieżąco i śledzić nasze relacje na żywo w swoim telefonie? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na telefony z Androidem! Najważniejsze newsy codziennie, na żywo.