- Przewodniczący Piotr Duda w czasach stanu wojennego był po drugiej stronie , ochraniając z dywizją powietrzno-desantową radio i telewizję. To chichot historii. Dla niego stare podziały i historia są nieaktualne - powiedział marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Te słowa ubodły Dudę, który dziś w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" odpowiada. - Kolesiom z Platformy puszczają nerwy i temu się nie dziwię. Jednocześnie są granice walki politycznej i pan marszałek je przekroczył. Czy wszyscy młodzi ludzie, którzy w 1980 roku zostali wcieleni do zasadniczej służby wojskowej, byli po drugiej stronie czy tylko ja? Ciekaw jestem, co zrobiłby na moim miejscu pan Borusewicz, gdyby był o 10 lat młodszy. Mnie nie wsadzali do internatu ani do więzienia, tylko do służby wojskowej, i to jest jedyna różnica - mówi szef "Solidarności". - Janusz Śniadek, będąc przewodniczącym związku, mówił, że egzamin z solidarności trzeba zdawać codziennie. I ja się staram to robić. A pan Borusewicz go oblał, bo to robotnicy wynieśli go na stanowisko marszałka Senatu, a on się im odwdzięczył, liberalizując Kodeks pracy - stwierdza.
W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Duda stwierdził również: Dwa lata temu panu marszałkowi nie przeszkadzało zaprosić mnie do wspólnego lotu samolotem, gdy w Brukseli odsłaniano tablicę "Solidarności". Wtedy jeszcze nie sądził, że stałem po drugiej stronie? Teraz zachowuje się w myśl powiedzenia: "kto podnosi rękę na władzę, ręka ta zostanie mu odrąbana". Jak nie krytykowałem władzy, to mówili, że jestem człowiekiem Platformy, teraz nazywają mnie człowiekiem PiS-u. Powinien chyba popełnić samobójstwo.