Przeciwnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz ciągle zbierają podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy. I namawiają, żeby pójść głosować. Bo to frekwencja w przypadku referendów decyduje o powodzeniu. W stolicy, żeby referendum było ważne, będzie musiało zagłosować prawie 390 tys. mieszkańców.
Liderzy PO już zaczęli namawiać, żeby nie brać udziału w głosowaniu. - Liczę na to, że warszawiacy w swojej przewadze wyrażą wotum zaufania dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, odmawiając udziału w referendum - mówił we wtorek Donald Tusk.
Premiera wspiera Grzegorz Schetyna. Jak stwierdził w "Poranku Radia TOK FM", nie ma nic złego w takim odradzaniu wzięcia udziału w głosowaniu nad przyszłością prezydent stolicy.
- Referendum to nie normalne wybory. Premier ma prawo tak mówić. To nie jest tak, że trzeba chodzić na referenda. Uważam, że trzeba mówić do mieszkańców stolicy: "Za rok macie wybory i koniecznie musicie być wtedy przy urnach, a pójście na referendum to wasza decyzja" - stwierdził wiceprzewodniczący PO.
Choć w sondażach Platforma Obywatelska regularnie przegrywa z Prawem i Sprawiedliwością, Grzegorz Schetyna przekonywał, że partia ma nadzieję na wyborcze sukcesy. Działaczom otuchy dodały wybory w Elblągu. Przypomnijmy - przegrane wybory.
- Było nam bardzo ciężko walczyć o poparcie, bo poprzednia ekipa [byłego prezydenta G. Nowaczyka - red.] sporo nabroiła. Ale nasza mobilizacja i zaangażowanie pokazały, że wszystko jest możliwe. Niewiele nam zabrakło do zwycięstwa. To sygnał, że naprawdę wszystko można. Tylko musimy być zmobilizowani - uważa wiceprzewodniczący PO.