Zgodnie z dekretem arcybiskupa Hosera z 5 lipca ksiądz Lemański dzisiaj do godz. 21 został pozbawiony władzy proboszcza. Ma też w najbliższych dniach opuścić parafię i udać się do domu księży emerytów. W dekrecie abp Hoser napisał, że "brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi diecezjalnemu oraz nauczaniu biskupów w Polsce w kwestiach bioetycznych sprawiają, że dalsza posługa proboszczowska pod władzą biskupa diecezjalnego staje się niemożliwa".
Jednak ksiądz Lemański zapowiedział, że nie odejdzie. - Treść dekretu jest zaklinaniem rzeczywistości. Jeżeli składamy rekurs, czyli odwołanie od dekretu, zgodnie z kanonem 1353, dekret przestaje działać do czasu uprawomocnienia tej decyzji. A więc mamy prawo postępować, tak jakby tego dekretu nie było - mówił w TVN24.
Dekret Hosera ma wyegzekwować ksiądz Władysław Trojanowski. - To jest ta słynna postać, z tej brzydkiej historii, w której arcybiskup Hoser zlecił zbieranie "złych" materiałów na księdza Lemańskiego. Ksiądz Trojanowski nie jest kanonistą, nie powołuje się zresztą na żaden z kanonów kodeksu prawa kościelnego. Ja natomiast powołuje się na kanon, który mówi, że złożenie odwołania od dekretu wstrzymuje jego wykonanie - podkreślił ks. Lemański.
Na ponowne pytanie, czy o godz. 21 przekaże dokumenty i klucze parafii, odpowiedział, że taka sytuacja jest niemożliwa. - Oczywiście, że nie przekażę. Taki ktoś powinien przynieść dokument, który można poddać ocenie prawnej i napisać wobec tego dokumentu odwołanie - podkreślił ks. Lemański.
I dodał. - Jeżeli proboszcz odwołał się, to nie można mianować nowego proboszcza. Można, oczywiście mianować administratora. Mam nadzieję, że będę się spotykał z moimi parafianami przez kolejne tygodnie i miesiące. A jeśli ksiądz arcybiskup uzna, że w tej wspólnocie potrzebny jest jeszcze jeden kapłan, by wspomóc mnie w pracy duszpasterskiej, to, tak jak powiedziałem parafianom, parafia jasiennicka jest duża i zmieści się jeszcze jeden ksiądz - zasugerował.
Pytany o oświadczenie kurii w jego sprawie ksiądz Lemański powiedział, że nie chce wracać do samej rozmowy z arcybiskupem Hoserem. - Odbyła się w cztery oczy i mam nadzieję, że żaden z urzędników kurialnych nie podsłuchiwał rozmowy arcybiskupa z jednym z księży. A nawet gdyby podsłuchiwał, to musiałby stwierdzić, że takie słowa i w takim kontekście padły.
I zaznacza. - Oczekuję nie takiego kuriozalnego oświadczenia kurii, ale jasnego oświadczenia ze strony arcybiskupa Hosera. Wierzę, że arcybiskup Hoser nie skłamie w tej sprawie, a jeżeli taka jest prawda, a taka ona jest, to nie trzeba oświadczenia, ale przeprosin - powiedział.
Ksiądz Lemański ubolewa, że nie może spotkać się z arcybiskupem Hoserem. - Od sierpnia ubiegłego roku czekam na spotkanie z księdzem arcybiskupem. Zgłaszałem to przynajmniej trzykrotnie. Arcybiskup Hoser nie życzy sobie tego spotkania, nie życzy sobie też, żebym pisał listy.
Na koniec mówi, że nie spodziewał się, że "powrót do tego zdarzenia [rozmowy z arcybiskupem - red.] będzie mnie tyle kosztował. Ale trzeba tę trudną sytuację oczyścić. Te słowa padły, one mnie zraniły. Powiedziałem o nich publicznie i dzisiaj nie mam nic do dodania. Nie wolno nikomu nikogo w taki sposób bezkarnie poniżać - podkreślił.
Ks. Lemański, w wydanym w poniedziałek oświadczeniu napisał, że źródłem jego konfliktu z abp. Hoserem jest spotkanie z 2010 r. Według oświadczenia w czasie spotkania doszło do sytuacji, którą "można by, czerpiąc z przypadku kardynała O'Briena, określić terminem - głęboko niestosowne zachowanie wobec księdza".
W czwartek ks. Lemański w Radiu TOK FM stwierdził, że podczas rozmowy w 2010 r. abp Hoser sugerował, że ksiądz nie powinien angażować się w dialog chrześcijańsko-żydowski. - W pewnym momencie dość emocjonalnie zapytał, czy jestem obrzezany. Zatkało mnie. Spytałem wtedy: "Ale o co ksiądz arcybiskup pyta? Jak można?"- mówił ks. Lemański.
Chcesz czytać informacje o księdzu Lemańskim? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!