Niemcy: Horror w zakładach poprawczych. Podopieczni wiązani, bici, poniżani

W ostatnich dniach głośno zrobiło się wokół zamkniętych placówek poprawczych należących do spółki Haasenburg w Brandenburgii. Zarzuty: poniżanie, bicie i krępowanie podopiecznych. Troje wychowawców już zwolniono.

Po poważnych zarzutach skierowanych wobec poprawczaków utrzymywanych przez prywatną spółkę Haasenburg władze landowe Brandenburgii zarządziły, by nie umieszczać tam żadnych nowych podopiecznych. Troje pracowników tych placówek, których podejrzewa się o fizyczne i psychiczne znęcanie się nad młodocianymi, zostało zawieszonych w funkcjach - poinformowała rzeczniczka ministerstwa edukacji Brandenburgii.

Landowa minister edukacji Martina Muench (SPD) oświadczyła, że podjęto taką decyzję, by wykluczyć, że mogłoby dojść do dalszych incydentów w zakładach poprawczych. Jak dodała, do jej ministerstwa dzień w dzień wpływają nowe doniesienia o rzekomych aktach przemocy wobec podopiecznych w tych placówkach. W obliczu "natłoku i ciężaru gatunkowego tych zarzutów" nieodpowiedzialne byłoby umieszczanie tam dalej młodocianych.

Prasa: W poprawczakach dochodziło do złamań, a nawet do zgonów

Same placówki spółki Haasenburg krytykują to, że nie umieszcza się tam już dalszych podopiecznych. - Nie ma absolutnie żadnych podstaw dla wstrzymania nowych przyjęć - powiedział rzecznik spółki Hinrich Bernzen w środę w rozmowie z rozgłośnią RBB.

Jak wcześniej donosiła prasa, w poprawczakach podopieczni mieli być przywiązywani do leżanek, dochodziło do złamań kości, w roku 2005 i 2008 nawet do zgonów.

W minionym tygodniu o poprawczakach Haasenburg znów zrobiło się głośno po tym, jak troje młodocianych uciekło z zamkniętych zakładów. Jak twierdzili, chcieli uciec od przemocy, jaka panuje w tych placówkach. - Często dochodziło do aktów przemocy, do krępowania osób leżących na ziemi, a przede wszystkim do poniżania - powiedział adwokat młodocianych, hamburski sędzia rodzinny Rudolf von Bracken.

Dwóch uciekinierów powróciło tymczasem do poprawczaków. Jeden wrócił tuż po ucieczce, drugi, pochodzący z Hamburga został doprowadzony do zakładu po tym, jak Sąd Grodzki w Bergedorf nakazał ponowne umieszczenie go w zakładzie.

Podopieczni donieśli na policję

Ministerstwo edukacji w Poczdamie powołało komisję śledczą w celu wyjaśnienia zarzutów, jakie nie od dziś wysuwane są wobec spółki Haasenburg. W ramach prowadzonego dochodzenia policja w ubiegłym tygodniu przeszukała trzy zakłady poprawcze i biura Terapeutycznego Centrum dla Dzieci, Młodzieży i Rodziców. Prokuratura w Chociebużu (Cottbus) zabezpieczyła akta i elektroniczne nośniki danych jako ewentualne dowody na niebezpieczne uszkodzenia ciała i znęcanie się nad podopiecznymi.

Jeden z podopiecznych, 19-letni chłopak złożył na policji doniesienie o dokonaniu czynu karalnego po tym, jak był kilkakrotnie przez dłuższy czas przywiązywany do łóżka przez opiekunów. Inny z podopiecznych opowiadał, zeznając przed prokuraturą w Chociebużu o krępowaniu młodocianych, naruszeniu nietykalności cielesnej, obelgach i przymusie stosowanym wobec podopiecznych. Prokuratura prowadzi obecnie dochodzenie w przypadku ośmiorga pracowników placówek Haasenburg, m.in. podejrzanych o znęcanie się nad jedną z wychowanek.

"Zakłady muszą być pod stałym nadzorem"

Dyskusja wokół zamkniętych zakładów poprawczych w RFN toczy się już od dłuższego czasu. Jak informuje brandenburskie ministerstwo edukacji, w całych Niemczech działa 30 tego typu placówek, gdzie w zamkniętych warunkach przebywa 390 podopiecznych. Większość z tych placówek rozlokowana jest w Bawarii i Nadrenii Północnej-Westfalii. W Hesji taka zamknięta placówka powstała w roku 2011. W Hamburgu poprawczak dla młodocianych recydywistów stworzył populistyczny senator ds. wewnętrznych Ronald Schill. Placówka ta została jednak zamknięta w roku 2008 i jej wychowanków przeniesiono do Brandenburgii.

Wielu ekspertów uważa, że placówki takie są niezbędne, by młodociani natychmiast nie trafiali do placówek psychiatrycznych czy zakładów karnych. - Musi być możliwa jakaś interwencja, zanim trudni młodociani nie trafią w szpony wymiaru sprawiedliwości - twierdzi Bernd Langer, psychiatra i biegły. Jak podkreśla on, młodocianym potrzebne są sztywne struktury. - Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że przekształcają się one w struktury totalitarne. Z tego względu niezbędna jest stała kontrola takich placówek.

 

Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''

embed
Więcej o: